Rynki giełdowe bardzo dobrze rozpoczęły ten tydzień, co było związane z bardzo dobrą końcówką poprzedniego. Nastroje były wspierane poprzez dobre wyniki wyborów parlamentarnych we Francji, ale później kilka ognisk geopolitycznych poskutkowało odwrotem inwestorów od rynku akcyjnego. Swoje mogły dorzucić również banki centralne na świecie, które powoli zmieniają swoje nastawienie polityki monetarnej na bardziej jastrzębie. Realizacja zysków, geopolityka, zmiana nastawienia banków centralnych oraz ważny wskaźnik nastrojów inwestorów na rynkach – cena ropy naftowej. Te wszystkie czynniki miały ogromny wpływ na to, że cały bieżący tydzień na rynkach kończymy na sporym minusie. Zeszły tydzień to spore wzrosty, po których mogła nastąpić realizacja zysków.
Od strony geopolitycznej mamy do czynienia z ustawianiem władzy w Arabii Saudyjskiej. Obecny król Arabii Saudyjskiej ustanowił swojego syna na pierwszym miejscu w kolejności objęcia tronu. Jednocześnie z linii królewskiej usunął swojego bratanka, pozbawiając go wszelkich tytułów oraz pracy w rządzie na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Chociaż nie do końca wiadomo czym taka decyzja mogłaby zaowocować w przyszłości, rynki patrzą na ten kraj jako jednego z najważniejszych dostawców ropy na świecie oraz dużego przeciwnika Iranu – państwa, które jeszcze do niedawna prowadziło program nuklearny. To wszystko ma również wpływ na rynek ropy naftowej. Duża produkcja z Libii, Nigerii oraz Stanów Zjednoczonych, a oprócz tego obawy o możliwe zachwianie porozumienia o cięciu produkcji za sprawą Kataru, który był architektem pierwszego od dawna układu OPEC o cięciu produkcji. Ropa za tą sprawą kieruje się w okolice 40 USD za baryłkę, co powoduje nie tylko spadki w przypadku spółek naftowych, ale również gorsze nastroje wśród całych grup inwestorów. Warto dodać do tego politykę monetarną. Fed w zeszłym tygodniu zdecydował się o podniesieniu stóp procentowych. Bank Kanady komunikuje zbliżającą się podwyżkę, w Banku Anglii tworzy się grupa popierająca zacieśnianie polityki monetarnej, a w Nowej Zelandii, czy w strefie euro zauważalny jest wyraźny progres gospodarczy, który przemawia za wyjściem ze stymulacji. To właśnie wyższych stóp procentowych boją się inwestorzy, za sprawą rosnących kosztów kredytujących.
Wskaźnik new home sales (sprzedaż nowych nieruchomości) pokonał oczekiwania analityków, dzięki czemu na rynku obserwowano krótkoterminowe umocnienie dolara amerykańskiego.Oprócz wartości podanych w nagłówku warto zauważyć, że rezultaty kwietniowe rewidowano wzrostowo do poziomu 593 tys. Warto wspomnieć również o prognozie czerwcowego wskaźnika PMI dla gospodarki Stanów Zjednoczonych. Co prawda notował delikatne osunięcie, jednak wartość nowych zamówień w przemyśle okazała się najsilniejsza w przeciągu ostatnich pięciu miesięcy. Pozytywne dane z USA wywołały odwrót na Eurodolarze.
Komentarze walutowe sporej ilości banków instytucjonalnych z tego tygodnia pokazują wyraźny kierunek funta szterlinga w średnim i długim terminie – w przeciągu ostatnich 24 godzin aż pięć instytucji optowało za sprzedażą kabla, traktując wzrosty jedynie jako okazję do otwierania krótkich pozycji. Scotiabank, Nomura, Commerzbank, JP Morgan oraz UOB patrzą na notowania GBP/USD z mocno niedźwiedziej perspektywy. W obliczu rocznicy referendum w sprawie Brexitu bardzo wiele mówi się o funcie szterlingu, co widać między innymi w rekomendacjach dużych graczy. Najsilniej podażowe projekcje krótkoterminowe prezentują analitycy Commerzbanku, którzy czekają na osunięcie w kierunku poziomu 1.2550, a następnie stopniowo w stronę tegorocznych minimów.
Na Wall Street bez zmian – tą parafrazą można by zakończyć podsumowanie piątkowej sesji na nowojorskich parkietach. Dow Jones stracił symbolicznie, ale była to czwarta spadkowa sesja z rzędu. S&P500 nieznacznie zyskał po trzech dniach spadków. Amerykański rynek akcji nadal tkwi pogrążony w Nirvanie c/z powyżej 25 i nikomu to zdaje się nie przeszkadzać. W piątek główne indeksy utrzymały się w zasięgu ustanowionych w poniedziałek rekordów wszech czasów. Tylko Dow Jones nie zdołał utrzymać się nad kreską, tracąc humorystyczne 0,01 proc. i odnotowując czwartą spadkową sesję z rzędu. S&P500 po trzech dniach kosmetycznych spadków tym razem zyskał 0,16 proc. Jakikolwiek ruch był tylko na Nasdaqu, który poszedł w górę o 0,47 proc. W centrum uwagi inwestorów nadal znajdował się rynek ropy naftowej, który od początku roku zalicza przecenę o 20 proc. – dla „czarnego złota” to najgorsze pierwsze półrocze od 1997 roku. Rzecz jasna to szkodzi wycenom spółek naftowych, ale z drugiej strony cieszy amerykańskich (i nie tylko) konsumentów. Inwestorzy mają zatem mieszane uczucia. Jak zwykle sprzeczne sygnały napłynęły z Rezerwy Federalnej. James Bullard – szef Fedu z St. Louis – uznał, że należy poczekać z dalszymi podwyżkami stóp procentowych do czasu, aż inflacja w „wiarygodny sposób” nie osiągnie poziomu 2 proc. Za to pani Loretta Mester (Fed z Cleveland) powiedziała, że brak podwyżek stóp może skutkować przestrzeleniem celu banku centralnego.
Opracował: Sławek Sobczak