Po dwóch wygranych meczach przed własną publicznością zawodnicy Chicago Blackhawks kolejny pojedynek drugiej rundy playoffs z Minnesota Wild rozegrali na lodowisku rywala. Bardzo głośna hala w St. Paul zawsze była, dla każdego przeciwnika miejscowych graczy, trudnym miejscem na wygranie spotkania. Jak się okazało, nie inaczej było i tym razem.

Zaczęło się od huraganowych ataków graczy Wild, którzy do końca pierwszej odsłony meczu mieli wizualną przewagę. Jednak tylko na wspomnianym początku gospodarze stworzyli groźne sytuacje pod bramką Crawforda, ale chicagowski golkiper spisywał się bardzo pewnie co pozwoliło gościom na przetrzymanie trudnych chwil i uspokojenie gry. Kolejną fazą spotkania były szanse na zdobycie gola przez Toewsa i Hossę, niemniej dopiero przewaga liczebna Hawks pozwoliła im na objęcie prowadzenia w tym meczu. Trzeba przyznać, że kolejne podania Sharpa i Shaw były nieco przypadkowe, ale gol Kane’a, do którego wspomniane podania w końcu doszły był już wyrafinowanym strzałem chiacagowskiego napastnika pomiędzy parkanami Dubnyka. Goście mieli szanse na podwyższenie prowadzenia, ale na szansach się tylko skończyło.

W drugiej tercji Wild jeszcze bardziej przycisnęli. Co chwila pod bramką Crawforda dochodziło do gorących spięć, ale na szczęście dla gości bez efektu bramkowego. Hawks nie potrafili groźnie kontratakować i ograniczali się zazwyczaj do wybijania krążka, co było tylko wodą na młyn poczynaniom gospodarzy. Dopiero w ostatnich sekundach tej tercji Patrick Sharp w sytuacji 2 na 1 mógł strzelić na 2:0, ale nieczysto trafił w krążek, który uderzył w boczną siatkę bramki Dubnyka.

Na trzecią odsłonę meczu Minnesota wyjeżdżała jeszcze bardziej zdeterminowana doprowadzenia do remisu i ewentualnej wygranej. Ostatnie 20 minut wyglądało jak polskie piłkarskie Wembley. Hawks broniło się wszystkimi możliwymi sposobami, a Corey Crawford bronił w wydawałoby się niemożliwych do obronienia sytuacjach. Chicagowski bramkarz był bez wątpienia najlepszym hokeistą na lodowisku w St. Paul i głównie jemu goście zawdzięczają bardzo ważne trzecie zwycięstwo w tej serii.

Wild nie mają powodów do wstydu, gdyż przy odrobinie szczęścia mogli ten mecz nawet wygrać. Uśmiech losu był jednak po stronie Hawks i to oni mają teraz olbrzymią szansę na zakończenie drugiej rundy playoffs już w czwartek. Nie będzie jednak – jak to pokazał wtorkowy mecz – o to łatwo.

* MINNESOTA WILD – CHICAGO BLACKHAWKS 0:1 (0:1, 0:0, 0:0)
0:1 Kane (6. gol  w playoffs, podczas gry w przewadze) asysty: Shaw i Sharp 14.06 min.

Strzały na bramkę: 30-22 na korzyść Wild

W serii: 0-3

Leszek Zuwalski

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *