Drugi dzień maja przeszedł już do historii amerykańskiego sportu, niewątpliwie obok takich wydarzeń jak nabór do ligi NFL czy marszałkowanie Mike’a Krzyzewskiego na paradzie 3-majowej w Chicago najważniejsze były: rozpoczęcie sezonu wielkich gonitw końskich i walka bokserska, na którą wszyscy czekali od lat.

Victor Espinoza dosiadający konia American Pharoah został zwycięzcą tegorocznego Kentucky Derby, w ubiegłym roku ten inteligentny zawodnik również był najlepszy na California Chrome. Trener zwierzęcia Bob Baffert wygrał w Lousville po raz czwarty, meksykański dżokej triumfował po raz trzeci, Ahmed Zayat, właściciel konia i stadniny, z której pochodziła aż trójka startujących dziś wierzchowców cieszył się z wygranej w tym prestiżowym wyścigu po raz pierwszy, przełamał tym samym pecha gdy w trzech z sześciu ostatnich wyścigów w Lousville jego konie zajmowały drugie miejsca po fascynujących końcówkach. Egipski szef sieci Zayat Stables posiada ponad 200 koni, do dziś nie mógł jednak wygrać żadnego z najważniejszych wyścigów wchodzących w skład słynnej „potrójnej korony”,. na którą składają się wyścigi trzylatków pełnej krwi angielskiej: Kentucky Derby, Belmont Stakes i Preakness Stakes. O tym jak trudna jest to sztuka niech świadczy fakt, iż ostatnim koniem, który jej dokonał był Affirmed – najszybszy na trzech torach w 1978 roku!  Zawody zgromadziły rekordową widownię, na trybunach zasiadło 170.513 osób, rekordowe były też zakłady u bookmacherów na prawie 138 mld zielonych. Amerykański Faraon (dziwna pisownia to efekt pomyłki przy rejestracji) był zdecydowanym faworytem (5:2), wyprzedził drugiego na mecie Firing Line, którego dosiadał słynny dżokej, aktor („Seabiscuit”) i analityk sportowy Gary Lynn Stevens o całą długość, trzeci był Dordmund pod  Martinem Garcią, dla którego to była pierwsza porażka w karierze po sześciu kolejnych wygranych biegach. W puli nagród 141. Kentucky Derby było 2,2 mln dolarów, z czego były król egipskiego piwa zgarnął $1,4 mln. Baffert  czwartym triumfem w Kentucky zbliżył się do wyczynu słynnego trenera Bena Johnsona, którego konie wygrywały tu sześć razy, maleńki Espinoza (bezdzietny kawaler przeznaczający 10 proc. ze swoich wygranych na walkę z rakiem u dzieci) został siódmym zawodnikiem z trzema triumfami w Lousville na koncie, ma też dwie wygrane w Preakness. American Pharoah to koń ze świetnym rodowodem: jego ojciec ogier Pioneerof the Nil był drugi w Kentucky Derby sześć lat temu. Faraon potomstwa mieć niestety nie będzie bo nie wykształciły się u niego genitalia, jest za to finansowym samograjem bo choć dopiero skończył trzy lata zarobił na torze dla właściciela prawie 3 mln dolarów.

Choć to pieniądze ogromne to przy sumach jakie wczoraj zarobili Floyd Mayweather Jr. i Manny Pacquiao są zaledwie końcówką banderoli i drobnymi na napiwki. Amerykanin dostał ok. 120 mln dolarów, Filipińczyk o 40 mln mniej i nigdy w boksie nie było takich pieniędzy do tej pory. Reklamowane jako „walka stulecia” starcie obu championów, na które czekano kilka lat stało na wysokim poziomie sportowym, ale do niespodzianki nie doszło – mistrz defensywy okazał się lepszy zdecydowanie od bijącego czasem seriami Azjaty. Mayweather wciąż pozostaje niepokonany na zawodowym ringu i do wyrównania rekordu Rocky’ego Marciano (49-0) pozostała mu już tylko jedna wygrana. Pochodzący ze słynnego klanu fighterów (ojciec dziś jego trener i dwaj wujkowie też byli mistrzami walki na pięści) nigdy nie znalazł się na deskach, Pacquiao tylko w ostatnim pojedynku z Chrisem Algierim sześciokrotnie doprowadził do liczenia rywala. Nie pomogły jednak świetne przygotowanie (choć nazajutrz po walce mówi się o kontuzji barku) i odwrócona pozycja Filipińczyka, a Floyd nie lubi leworęcznych, sędziowie punktowali bardzo wyraźne zwycięstwo „Pięknisia”. Nazywany także „Money Boyem” Mayweather dziś zapowiedział, że zrzeknie się mistrzowskich pasów by we wrześniu, gdy powalczy (podobno) po raz ostatni dać szansę młodzieży. Z kim miałby skrzyżować rękawice 38-letni dziś najlepiej zarabiający sportowiec świata?

Na razie nie wiadomo, ale założę się (o niewiele, choć wczoraj wygrałem nieco na Kentucky Derby), że jeśli któraś z telewizji zaproponuje np. pół miliarda zielonych za walkę z koniem, choćby i z American Pharoah, to pewnie Afroamerykanin znany nie tylko z wielkiego talentu, ale i miłości do pieniędzy przynajmniej się nad ofertą zastanowi. Dlatego wolę Michaela Jordana czy Tigera Woodsa, bogatsi nawet od boksera na pewne rzeczy się nigdy nie zgodzą. Choć głowy bym nie dał…

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: oddsshark.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *