Wiosna jest szczególną porą roku dla każdego z nas, a już na pewno dla artystów. Mają więcej czasu dla siebie, choć w Ameryce słowo czas ma zupełnie inny wymiar i znaczenie.

Ktoś może zapytać: kto to są artyści i tutaj mamy dylemat. Dzisiaj mało kto nie jest artystą, bo każdy coś tworzy, główkuje i wymyśla. Powstają różne „obrazy” nie do końca sprecyzowane ich kształty, ale niewątpliwie są dziełami, nie daj Boże gdyby ktoś pomyślał inaczej! Tak więc tworzymy: jedni obrazy i rzeźby, drudzy składają do kupy litery i ten skomplikowany zapis określają mianem poezji. Jesteśmy więc artystami wielkiego formatu. Wszystko to podkreślamy rozwleczonymi do nieskończoności życiorysami wymieniając zasługi własne i zapożyczone, jeśli tych pierwszych jest zbyt mało. Wymieniamy w nich wszystkie możliwe gazety, broszury, radia i odpusty, na których czytano nasze składanki. Teraz już jesteśmy nie tylko wiarygodni, ale i zauważeni. Zdarza się, że idziemy jeszcze dalej. Robimy ze sobą wywiady podpisując przypadkowym nazwiskiem jakiegoś doktoranta, a nawet profesora. Jakby mało tego, wysyłamy wiersz na stronę internetową i (zmieniając ksywy) wypełniamy chwalebnymi niekończącymi się komentarzami. Słowem jesteśmy samowystarczalni, no, może czasami pomagają nam w tym miłośnicy naszego talentu, czytaj: koledzy. Ich wiersze są ponoć tematem prac magisterskich na polskich uczelniach. Myślę, że tych prywatnych, po ukończeniu których można śmiało dyplom wyrzucić do kosza. Jest wiele takich szkół produkujących bezrobotnych (biznesy, zarządzanie) i inne tematy zastępcze. Są wśród nas tacy, rosną w oczach i nie tylko. A co piszą? Mówią, że poezję. Wysyłają swoje wiersze nawet do Paryża czy Londynu, by poszerzyć rzeszę czytelników zainteresowanych tworami Polonii amerykańskiej. Tam „redaktorzy” starannie wypisują o nich  niczym nie podparte opinie. Rozsławiają polskie imię jako dawniejsze drobnicowce pływające (jeszcze wtedy) pod naszą banderą. Coraz trudniej o zainteresowanie poezją z naszego kontynentu. Nie pomagają nawet najtwardsze łokcie i poparcie wyrozumiałego i towarzyskiego konsulatu. Pożegnania zasłużonych poetów, wieczory przy świecach, czytanie wierszy do kotleta, uściski dłoni, wpadanie w ramiona. Ryczą trąby, w eter unosi się sława, brzęczą medale na klapie wytartej przepoconej marynary. Dobrze by było gdyby media zamierzające zamieszczać owe ”dzieła” przed wydrukiem zasięgnęły języka o autorze, w myśl: ”z kim się zadajesz…”  I tak jedni sprzedawczyki wyjeżdżają, drudzy zajmują ich miejsca, bo cóż znaczy firma bez donosów.

Nawet ostatnie śniegi potrafiły zamącić w głowach i stworzyć coś niepowtarzalnego,  bywa, że ponadczasowego. Tak też się zdarza, ale rzadko i nie wszyscy mamy przyjemność w tym  uczestniczyć. Ta pora roku pozwala ludziom o wyostrzonych zmysłach wyłuskać piękno kryjące się pod ostatnim białym puchem. No, może z tym białym nieco przesadziłem. Zimowo-wiosenna aura jest prawdziwą skarbnicą wymarzonych talentów pod warunkiem, że je posiadamy. Aby utrzymać równowagę na ziemi; jedni odchodzą drudzy się rodzą. Nastaje nowa era geniuszy, o których nikt wcześniej nie słyszał. Ludzie potrafią się tak zamaskować, zaszyć gdzieś na uboczu porośniętym dzikimi chwastami, że trudno ich odszukać. Nie dbają o sławę, obojętny im rozgłos, potrafią być niesamowicie skromni, bo wielkość ich od tego chroni.

W tych zaroślach tworzą wielkie dzieła, które później sprzedają, by opłacić sądy niszczące konkurencję i tych, którzy nie mówią ich językiem.

Ci, o których wielokrotnie pisałem pochlebne opinie (wtedy jeszcze słabi), zaczynają mnie opluwać. Przypomnę, że wielu piszącym organizowaliśmy spotkania, lansowaliśmy najsłabszych. Nie wszyscy jednak o tym pamiętają, rozpiera ich jakaś dziwna duma i chęć zemsty. Nie miałem cienia wątpliwości, że to oni dołączyli do rozpętanej wojny przez duet. Zresztą nawet się z tym nie kryją.

Pamiętaj marny poeto, że wilki nie atakują jednorazowo, więc jutro ty możesz być następną ofiarą.

Niektórzy piszący chcą za wszelką cenę zajść daleko, wspiąć się na najwyższe szczyty, nie biorąc pod uwagę, że jeszcze nic konkretnego nie napisali. Kilka wierszyków – nic to, jak mawiał kolega Kopeć: dwa wielbłądy nie czynią pustyni. Wciąż ci sami lawirują na wydzielonym skrawku szarego papieru bezpłatnych broszurek. Korzystają z każdej nadarzającej się okazji wzmocnienia swojej lichej grupki kimś niesprawdzonym, byleby coś piszącym. Taka droga do niczego nie prowadzi, a już na pewno nie do sukcesu. Jeśli w człowieku nie ma odrobiny talentu nie pomogą żadne kwalifikacje, a nawet długoletnia praktyka. Najwyższy czas skończyć z udawaniem poetów i wziąć się za coś innego, co może zagwarantować w niedalekiej przyszłości odrobinę satysfakcji. Sama zazdrość i drapieżność do poetyki nie pasują, a język jakiego użyto w pożegnaniu wieszcza uwłacza człowiekowi, kimkolwiek jest. Zanim zaczniemy pracować nad poezją musimy zacząć doskonalić słownictwo jakim się posługujemy. Zastawiamy się dyplomami, a języki nasze wciąż nie wyparzone. Czasami zastanawiam się dlaczego Bóg postawił tak niedobrych ludzi na mojej drodze. Pocieszeniem jest to, że tych drugich jest wciąż więcej, a nadzieją, że źli się kiedyś nawrócą.

Władysław Panasiuk

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *