Masz dość Chicago? Zmęczyło cię życie w wielkim mieście? Przeprowadź się! I to nie na przedmieście, które jest iluzją wolności od aglomeracyjnych kłopotów i cywilizacyjnego obłędu zwanego też wyścigiem szczurów, ale na prawdziwą prowincję.

Z dala od miejskiego zgiełku, smogu i niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą zamieszkanie w kilkumilionowym molochu znaleźć można urok życia w ciszy i spokoju. A że nudno? No cóż, nie każdy ma potrzebę przebywania z dala od ludzkich mas i w klaustrofobicznym klimacie miejskiego getta (akurat ja takową mam, więc z własnej oferty nie skorzystam) przyjrzyjmy się więc jak taka szansa mieszkania w małej miejscowości w najbliższym sąsiedztwie Chicago wygląda.

Wg Business Insider („The most affordable small town i every state” – autorzy: E. Martin, M. Stanger, A. Kiersz), który zrecenzjonował wszystkie 50 stanów, w każdym z nich można odszukać idealnie niewielkie (pomiędzy 1 tys. a 10 tys. mieszkańców) miasteczko, w którym jest to nieuchwytne „coś” powodujące, iż właśnie tam poczujemy się jak w domu. Założeniem badających rynek były: koszty zamieszkania na poziomie nie większym niż 30 proc. rocznego dochodu, średnią uwzględniono dla trzech rodzajów nieruchomości: ze spłaconą hipoteką, z obciążeniem kredytowym i wynajmowanych. Oczywiście wzięto pod rozwagę także koszty utrzymania, a  lektura listy najbardziej ekonomicznych miasteczek z każdego stanie Ameryki wydaje się  jednocześnie prawdziwą lekcją historii i kto wie, czy nie zalążkiem myśli o przeprowadzce dla kogoś z was?

W Illinois miasteczkiem jak z bajki ma być Mitchell, tu aż 91,1 proc. domów spełnia wymagania autorów tekstu. To legendarna do niedawna miejscowość, przez którą przebiegała kultowa Route 66, droga szybkiego ruchu biegnąca z Chicago do Los Angeles. Założone na początku XIX wieku przez hodowców bydła było też centrum kolejowej trasy wiodącej wprost do setek chicagowskich rzeźni. Przez dziesięciolecia przewalały tu się tłumy, dziś pozostały ikony historii Mitchell: opuszczone kultowe kino dla samochodziarzy „Bel-Air” i wciąż czynna restauracja „Luna Cafe”, w której czas się zatrzymał kilkadziesiąt lat temu… Populacja to zaledwie 1.321 osób, bezrobocie na poziomie 6 proc., średnia cena nieruchomości to 95 tys. dolarów, na utrzymanie wydacie tu o 16 proc. mniej niż wynosi średnia krajowa.

W Indianie też nie brakuje klimatycznych miejscowości Środkowego Zachodu Stanów Zjednoczonych dziś będących znakomitą ofertą dla uciekających od cywilizacji. Harlan to właściwie konglomerat dwóch miejscowości, od Maysville rozdziela je tylko droga stanowa nr 37. To jednak Harlan dzięki temu, że tam prawie 150 lat temu umieszczono budynek poczty jest „stolicą” regionu zamieszkałego przez „oszałamiającą” liczbę 1.824 osób… W Harlan działa wciąż kino dla zmotoryzowanych „Auburn Garrett Drive In”, latem można zjeść posiłek na dachu „Gas House”, dają tu słynne nawet w Forth Wayne lody w „Zesto”. Średnia cena domu to $116 tys., bezrobocie to zaledwie 5 proc., koszt życia jest o 13 proc. niższy niż średnia krajowa, na jednego nauczyciela przypada tu zaledwie 18,3 ucznia. Kilka razy w roku organizowane są „Harlan Days”: strzeleckie mistrzostwa, rodeo, wielka loteria, pokazy samochodowe lub zawody motocrossowe, a w nich do wygrania: nowe auto, jałówka lub ostrza do kosiarki. Kuszące?

W Wisconsin taką oazą spokoju i bezpieczeństwa ma być Sherwood z 86,6 proc. domów, po nieco jednak wyższych niż w poprzednich przypadkach cenach, z kosztami wyższymi wręcz niż średnie w USA. Atrybutem miasteczka o populacji 2.682 osób jest piękne jezioro Winnebago „przyklejone” do miejscowości, mamy więc gwarancję wspaniałych połowów ryb i warunki do uprawiania sportów wodnych. Mnóstwo tu terenów dla rowerzystów i konnych jeźdźców, dość powiedzieć, że od 2000 roku liczba mieszkańców zwiększyła się o 43,6 proc! Na ucznia w szkołach publicznych wydają tu $14.350 – prawie 2 tys. więcej niż średnia krajowa. Ostrzegam jednocześnie – zimy bywają w Sherwood  tak okropne, że chicagowskie wydawać się będą jak wspomnienie lata…

Stan Michigan przeżywający ogromny kryzys związany z zapaścią Detroit i przemysłu samochodowego to także ogromna ilość fantastycznych miejscowości zamieszkałych głównie przez białych potomków pierwszych osadników, gdzie treningi urządza sobie w lasach milicja, jest więc bezpiecznie i można latem zbierać spokojnie jagody i uprawiać sport w pięknym anturażu przyrody, zimą robić niemal to samo, tyle że na nartach i snowboardach. Przykładem jest Gwinn, daleko od jeziora Michigan, ale z dużą ilością wody w licznych w okolicy akwenach. Bezrobocie na poziomie 7,4 proc., a więc wyższe niż średnia krajowa, koszt utrzymania o 16 proc. niższy niż w całym kraju. Informacja dla nie lubiących gotować, za to kochających shopping – w rejonie znajduje się  mnóstwo sklepów i restauracji.

Myślę, że to najciekawsze propozycje dla myślących o wyprowadzce z “Wietrznego Miasta”. Z kronikarskiego obowiązku podaję również inne wyróżnione przez reporterów BI miasteczka z sąsiednich stanów, w Missouri to Stanberry, w Iowa New Sharon, a w Kentucky Reildland.

Zostajecie więc w krainie najwyższych podatków w Stanach Zjednoczonych czy emigrujecie w spokojniejszą okolicę? Trawa jest u sąsiadów zawsze bardziej zielona…

Sławomir Sobczak

foto: Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *