Miliony Polaków mogą mieć problemy z ustaleniem wysokości emerytury. Bo państwo zaniedbało.

Problem dotyczy pracowników blisko 30 tys. przedsiębiorstw państwowych, które upadły w okresie transformacji w latach 1989–1999.

Zgodnie z przepisami akta pracownicze na potrzeby Zakładu Ubezpieczeń Społecznych muszą być przechowywane przez 50 lat. Po bankructwie pracodawca musi przekazać dokumentację do specjalnych archiwów. To gwarancja, że ZUS, ustalając emeryturę pracownika, uwzględni jego zarobki.

W Polsce 1700 podmiotów przechowuje dokumentację płacową i kadrową nawet 11 mln pracowników. Część robi to nielegalnie. Dokumenty przechowywane są w złych warunkach, np. w piwnicach. W efekcie wiele dawno zgniło, nie można ich odnaleźć lub nie mają już wartości dokumentu.

A bez nich ZUS przyzna niższą emeryturę. Sprawa jest na tyle poważna, że zajęła się nią sejmowa Komisja Administracji i Cyfryzacji.

– Zgłaszają się do mnie setki osób, które nie mogą zgromadzić dokumentów niezbędnych do wyliczenia emerytury – mówi prof. Józefa Hrynkiewicz, posłanka PiS, wiceprzewodnicząca komisji.

11 mln osób – urodzonych po 1948, które pracowały przed 1999 r., może mieć problem z dokumentami emerytalnymi.

Prof. Władysław Stępniak, naczelny dyrektor Archiwów Państwowych, przyznaje, że ok. 400 firm na rynku przechowywania dokumentacji osobowo-płacowej nie dopełniło obowiązku zgłoszenia takiej działalności w urzędzie marszałkowskim. Działają więc bezprawnie. Tymczasem może się w nich znajdować dokumentacja płacowa milionów pracowników. ZUS nie honoruje wystawionych przez nie zaświadczeń o zarobkach sprzed lat, bo zabrania mu tego rozporządzenie ministra pracy z 2011 r.

Nikt poza sejmową komisją nie chce się zająć sprawą. Może dlatego, że dzięki temu budżet może oszczędzić na świadczeniach.

Co więcej, Archiwa Państwowe nie mogą sprawdzić, w jakich warunkach są przechowywane pracownicze dokumenty wymagane przez ZUS.

– Tylko główny inspektor ochrony danych osobowych może nałożyć karę na taką firmę, gdyż przechowuje ona wrażliwe dane sprzed lat bez zgłoszenia takiej bazy w myśl ustawy o ochronie danych osobowych – dodaje Władysław Stępniak. – GIODO jednak niewiele robi.

GIODO zapewnia, że urząd zgłasza takie firmy do prokuratury, a ta kieruje do sądu sprawy o ukaranie.

W latach 1989–1999 ogromne archiwa trafiły do 600 prywatnych firm, które mogły liczyć na wysokie wynagrodzenia. Obecnie tylko 200 z nich działa w zgodzie z przepisami o archiwach. Ale i w nich zdarzają się wpadki. W zeszłym roku upadłość ogłosiła jedna z większych przechowalni w Kutnie, która miała dokumenty płacowe dziesiątek tysięcy pracowników ze zlikwidowanej Stoczni Szczecińskiej. Przejęły je Archiwa Państwowe, które teraz na koszt podatników starają się odtworzyć część zniszczonych dokumentów.

Mateusz Rzemek

Rzeczpospolita

foto: foxbusiness.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *