Kalendarz ułożony przez NHL jest bezlitosny. Chicago Blackhawks w ciągu minionych czterech dni rozegrało 3 mecze, a ich środowy rywal Tampa Bay Lightning – “0”! Trudno zrozumieć dlaczego tak właśnie się dzieje, ale NHL ma na to stałą od lat odpowiedź: rozkład jazdy rozgrywek ustala komputer.
Niesamowite! Brzmi to tak jakby nikt w sztabie tej najbardziej prestiżowej ligi hokeja na świecie nie mógł po komputerowej loterii zajrzeć co w trawie piszczy i ewentualnie nanieść na papier pewne korekty.
Biorąc więc pod uwagę wszystkie wspomniane zawiłości kalendarza NHL oraz brak w składzie chicagowian dwóch podstawowych zawodników drużyny Kane’a i Oduya to obawy o rezultat piątkowego meczu Hawks z Tampa Bay były w pełni uzasadnione.
Lightning nieprzypadkowo zajmują od lat czołowe miejsca w tabeli Konferencji Wschodniej. Pierwszą linię tego zespołu: Alex Killorn – Steven Stamkos – Valtteri Filppula można punktowo porównać z najlepszymi w NHL. Wymieniona trójka zdobyła w tym sezonie łącznie 129 punktów (55 goli i 74 asyst). Dla przykładu, pierwsza trójka Hawks: Hossa – Toews – Saad ma tych punktów 139. A przecież to nie wszystkie znane nazwiska w drużynie z Florydy: Callahan i Hadman to starzy wyjadacze. Świetny sezon zanotowują także młodzi zawodnicy: Tyler Johnson, Czech Ondrej Palat i Rosjanin Nikta Kutcherov, a w bramce bryluje ponad dwumetrowy Ben Bishop.
Zastanawiające więc było czy Hawks będą mieli wystarczające zasoby sił aby przeciwstawić się falowym atakom wypoczętych gospodarzy. Pierwsza tercja pokazała, że najlepszą obroną jest atak. Chicagowianie wykazywali więcej chęci do gry niż Lightning, a zaskoczeni nieco gospodarze dwukrotnie powędrowali na ławkę kar za zwykłe niedbalstwo. Niestety goście nie umieli udokumentować swojej dobrej postawy zdobyciem gola. W 9. minucie na ławkę kar tym razem powędrował na 4 minuty najlepszy obrońca Hawks – Keith. Oryginalnie sędziowie przewinienia chicagowianina nie zauważyli, ale po krótkiej naradzie Keith został – słusznie zresztą – uznany winnym i goście musieli przetrzymać oblężenie swojej bramki. Tampa Bay okazji miała sporo, ale Hawks zagrali wzorcowo w obronie i nie pozwolili przeciwnikowi na zaliczenie trafienia. Raz krążek wylądował co prawda w bramce gości, ale stało się to ułamek sekundy po kończącym pierwszą tercję gwizdku.
W drugich 20 minutach przewagę zaczęli osiągać gospodarze, którzy w 28. minucie objęli prowadzenie po strzale Boyle’a i wcześniejszym ogromnym błędzie młodego Teravainena. Fin chciał rozgrywać krążek blisko swojej bramki ale zamiast tego stracił go na rzecz Drouina. Ten podał “gumę” przed bramkę Darlinga, gdzie czekał już na niego wspomniany Boyle. Gol ten nie załamał Hawks, którzy odpowiedzieli paroma okazjami na doprowadzenie do remisu. Niestety dogodnych strzeleckich pozycji nie wykorzystali kolejno: Saad, Hossa i Toews. Wykorzystali jedną z nich natomiast Lightning i w 37. minucie spotkania objęli prowadzenie 2:0 (Stamkos). Drugie trafienie przesądziło losy tego pojedynku. Hawks pomimo wysiłków nie dali rady dogonić rywala, a w trzeciej tercji stracili jeszcze dwa gole, oba w grze w osłabieniu (Callahan i ponownie Stamkos).
Mimo przegranej Blackhawks pokazali jednak duże serce oraz dobry hokej i o przegraną nie można mieć do nich pretensji.
Przez weekend chicagowianie będą mieli okazję do zasłużonego odpoczynku i zregenerowanie sił na poniedziałkowy mecz w United Center z Carolina Hurricanes.
* TAMPA BAY LIGHTNING – CHICAGO BLACKHAWKS 4:0 (0:0, 2:0, 2:0)
1:0 Boyle (13. gol w sezonie) asysta: Drouin 28.27 min.
2:0 Stamkos (33.) asysty: Garrison i Nesterov 37.53 min.
3:0 Callahan (19., podczas gry w przewadze) asysty: Filppula i Johnson 47.37 min.
4:0 Stamkos (34., podczas gry w przewadze) asysty: Garrison i Hedman 57.15 min.
Strzały na bramkę: 29-28 na korzyść Lightning.
Leszek Zuwalski
meritum.us