Zwykle o takich przegranych meczach, jak wczorajszy blamaż Chicago Blackhawks z Boston Bruins 2:6, mówi się, że należy o nich zapomnieć jak najszybciej. Moim skromnym zdaniem niedzielny pojedynek powinien być pokazywany pupilom Chicago codziennie przez cały miesiąc, jako przykład jak nie powinni oni grać. Co innego przegrać jest z “twarzą” i nie jest to żaden wstyd, a zupełnie co innego ulec rywalowi grając jak debiutanci.

A co działo się wczoraj w United Center? A więc po kolei. Oto obraz poczynań poszczególnych formacji. Miękko grający obrońcy, którzy nieumiejętnie kryją swoich napastników i nie potrafią wyprowadzić skutecznie krążka ze swojej tercji. Napastnicy, przegrywający nagminnie wznowienia i nie potrafiący podać sobie “gumy” z kija na kij, nie będąc nawet atakowanymi przez rywala, a co najważniejsze: “zero” determinacji i woli walki, a zamiast tego pretensje do sędziów i całego świata. Jeżeli dodamy do tego drugi z rzędu słaby występ w bramce Corey’a Crawforda i czasami niezrozumiałe decyzje trenerskie, jak chociażby wczorajsze wstawienie do pierwszej linii ataku za Saada przeciętnego w tym sezonie Bickella (nie zmienia tego faktu jego gol przy stanie 1:6), czy ustawienie w obronnej parze z Keithem – Rozsivala, to niedzielny rezultat nie powinien nikogo dziwić. Uzupełnieniem niemocy Hawks była też wczoraj gra w przewadze liczebnej. Brak chicagowianom rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia, który mądrze, a co najważniejsze skutecznie wprowadzi krążek do strefy obrony rywala, inicjując w ten sposób tzw. zamek.

Po piątkowym przegranym meczu Colorado Avalanche 1:4 napisałem, że Hawks zamiast myśleć o dogonieniu St. Louis Blues i Nashville Predators będą raczej walczyć o utrzymanie trzeciego miejsca w swojej grupie. Dzisiaj śmiało można powiedzieć, że jeżeli kierownictwo Blackhawks nie wzmocni drużyny w kończącym się niebawem okienku transferowym lub też hokeiści z “Wietrznego Miasta” nie poprawią swojej postawy na lodowisku to Hawks walczyć będą co najwyżej o dwa ostatnie miejsca w playoffs. Aż trudno mi samemu uwierzyć, że piszę te słowa, ale okres od tegorocznego meczu gwiazd NHL do dzisiaj jest najgorszym od ładnych paru lat (13 meczów, 13 punktów, 5 zwycięstw i aż 8 porażek).

I na koniec jeszcze jedna uwaga. W niedzielne popołudnie chicagowianie grali z Boston Bruins, drużyną przechodząca także kryzys, grająca także bez jednego ze swoich najlepszych napastników Davida Krejci. Goście pokazali jednak, jak rozgrywa się spotkania z tzw. nożem na gardle i mam nadzieję, iż Hawks wyciągną z surowej lekcji właściwe wnioski. Mam nadzieję…

 * CHICAGO BLACKHAWKS – BOSTON BRUINS 2:6 (1:2, 0:4, 1:1)
0:1 Bergeron (17. gol w sezonie) asysty: Smith i Marchand 3.00 min.
0:2 Eriksson (14., podczas gry w przewadze) asysty: Krug i Hamilton 14.03 min.
1:2 Toews (17.) asysty: Kane i  Keith 19.58 min.
1:3 Lucic (12.) asysty: Pastrnak i Spooner 26.18 min.
1:4 Campbell (6.) asysty: Ferlin i Seidenberg 32.19 min.
1:5 Hamilton (10., podczas gry w przewadze) asysta: Bergeron 37.27 min.
1:6 Smith (12) asysta: Bergeron 39.56 min.
2:6 Bickell (11) asysty: Rundblad i Keith 54.18 min.    

Strzały na bramkę: 30-28 na korzyść Bruins.

Leszek Zuwalski

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *