W naszej galaktyce są setki miliardów globów podobnych do Ziemi, na których może rozwijać się życie — obliczyli astronomowie.

Przypuszczenie specjalistów z Wydziału Astronomii i Astrofizyki Australijskiego Uniwersytetu Narodowego opiera się na znanej od 250 lat teorii opisującej rozlokowanie globów w układach planetarnych. Do tego naukowcy „dołożyli” obserwacje z teleskopu Keplera — orbitalnego „łowcy planet”.

W rezultacie otrzymali dane wskazujące, że standardowa gwiazda w Galaktyce powinna mieć średnio dwie planety w ekosferze. Czyli powinny się znajdować w takiej odległości od macierzystej gwiazdy, że na ich powierzchni może występować woda w stanie ciekłym. Astrofizycy zakładają, że obecność wody jest warunkiem niezbędnym do powstania i utrzymania życia.

– Składniki potrzebne do życia występują w wielkiej obfitości — mówi prof. Charley Lineweaver, który wraz z doktorantem Timem Bovairdem przeprowadzał te obliczenia. — A teraz mamy pewność, że miejsc sprzyjających życiu również jest bardzo wiele.

Skąd jednak naukowcy wiedzą, że planet podobnych do naszej jest aż tyle? Astrofizycy posłużyli się tzw. regułą Titiusa-Bodego opisującą średnie odległości planet od gwiazdy centralnej. Hipoteza została przedstawiona w 1766 roku przez Johanna Daniela Titiusa, urodzonego w Chojnicach astronoma i fizyka, a opublikowano ją w 1772 roku dzięki staraniom Johanna Elerta Bodego, dyrektora obserwatorium astronomicznego w Berlinie. Zasada ta zaskakująco dokładnie oddaje odległości kolejnych planet Układu Słonecznego od naszej gwiazdy. W przypadku planet od Merkurego do Urana błąd teoretycznych przewidywań nie przekracza 5,5 proc. rzeczywistej odległości (wliczając w to planetę karłowatą Ceres). Dopiero w przypadku Neptuna i kolejnej planety karłowatej — Plutona, różnice między rzeczywistą odległością a wynikającą z reguły Titiusa-Bodego zaczynają robić się spore.

Analiza danych z Keplera pozwala sądzić, że również w przypadku innych systemów planetarnych, reguła ta jest zachowana — choć nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje. — Użyliśmy zasady Titiusa-Bodego oraz danych z teleskopu Keplera do obliczenia pozycji planet, których sam teleskop nie jest w stanie zaobserwować — mówi prof. Lineweaver.

Skoro sprzyjających życiu planet jest tak wiele, to dlaczego dotąd nie odnaleźliśmy nawet śladu życia poza naszą Ziemią? I na to Australijczyk ma odpowiedź: — Wszechświat jakoś nie tętni życiem, nie znamy obcych, nie widzimy podobnej do ludzkiej inteligencji, która mogłaby zbudować teleskopy i pojazdy kosmiczne — mówi naukowiec. — Gdyby było inaczej już byśmy o nich wiedzieli. Prawdopodobnie istnieje jakieś ograniczenie dla rozwoju życia, którego jeszcze nie umiemy zdefiniować. Albo inteligentne cywilizacje powstają, a później same się unicestwiają.

Piotr Kościelniak

rp.pl

foto: thelistlove.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *