Najnowsze dane Bureau of Labor Statistics wskazują na kolejny spadek bezrobocia w Illinois, w listopadzie ub. roku liczba miejsc pracy wzrosła o 2 tys. 400, a stopa bezrobocia osiągnęła 6,4 proc. Tyle że to tylko z pozoru dobre dane makroekonomiczne.

Mianowicie w okresie od stycznia do końca listopada 2014 r nasz stan – jeśli chodzi o przyrost miejsc pracy – zajął ostatnie, 12. miejsce w rejonie Środkowego Zachodu i 47. w skali całego kraju. W Krainie Lincolna mieliśmy w tym okresie zaledwie 0,5-procentowy wzrost etatów, podczas gdy w Północnej Dakocie było to aż 4,8 proc. W liczbach bezwzględnych sytuacja wygląda niewiele lepiej: w Illinois zatrudnienie znalazło 29.700 osób, gdy w Ohio 60.300, na Florydzie 216.400, w Kalifornii prawie 327 tys., a w najlepszym pod tym względem Teksasie przybyło 416.800 zatrudnionych.

Jak wielki jest upadek ekonomiczny Illinois pokazuje zestawienie zatrudnienia w USA od stycznia 2008 r., gdy rozpoczęła się mordercza recesja, do listopada ub. roku: w Teksasie przybyło 1 mln 178 tys. 900 etatów, w Kalifornii 269 tys., a w Illinois straciliśmy 138 tys. miejsc pracy, co jest krajowym rekordem. Przez te niemal siedem lat w Teksasie wróciło do pracy 1 mln 395 tys. osób, w Kalifornii 444 tys., a u nas “zgubiliśmy” 232.186 etatów i pod tym względem gorzej jest tylko w Michigan.

W Illinois padł natomiast nowy rekord pod względem wspomagania rezydentów bonami żywnościowymi. Choć trudno w to uwierzyć dziś, na początku 2015 roku 1 mln 53 tys. 277 gospodarstw domowych dostaje tzw. food stamps. Oznacza to, wg raportu Department of Human Services, iż 2 mln 39 tys. 353 mieszkańców Illinois otrzymuje pomoc socjalną w postaci karty D-Link, za pomocą której może nabywać za darmo nieprzetworzone produkty spożywcze. Nigdy w historii nie było tak źle z mieszkańcami stanu, czy rzesza ludzi, a to już 22 proc. rezydentów, oszukuje władze? Od stycznia 2010 r. na każde stworzone dwa miejsca pracy przypada trzech mieszkańców Illinois, którym przyznano bony żywnościowe. Kryzys na rynku pracy doprowadził do sytuacji, gdzie coraz więcej gospodarstw domowych – mimo wyraźnych oznak końca kryzysu ekonomicznego – jest uzależnionych od pomocy rządu i stanu.

Do braku wystarczającej ilości miejsc pracy dochodzą jeszcze spadające zarobki, przeciętna rodzina od początku recesji straciła ok. $4.600 rocznie. Wprowadzona w 2011 r. podwyżka podatku dochodowego zabrała kolejne 900 dolarów.

Na szczęście mam też dobre wiadomości: stopa podatku dochodowego spadnie z 5,0 do 3,75 proc., a nowo wybrany gubernator Bruce Rauner obiecał, iż w odróżnieniu do demokratycznego poprzednika Pata Quinna skupi się nad reformą podatków i przepisów, które pomogą we wzroście gospodarki. Łatwo nie będzie, miliony ludzi nauczyło się już żyć bez pracy, zasilani półdarmowymi mieszkaniami, darmową żywnością, zasiłkami i zapomogami nauczyli się poruszać w skomplikowanej machinie pomocy społecznej.

Miejmy nadzieję, że politycy przekonają się szybko, iż zdrowe jądro narodu, ciężko pracujące i mające dość rozdawania publicznych pieniędzy to tacy sami wyborcy jak dowożeni szkolnymi autobusami do urn mieszkańcy całych kwartałów Chicago i przedmieść oraz miasteczek rozsianych po całym stanie, dla których praca to frajerstwo, a pomoc się należy…

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: signamerica.co

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *