Po trzech dniach przerwy wrócili na lodowisko zawodnicy Chicago Blackhawks. W sobotni wieczór na wyjeździe zmierzyli się z Columbus Blue Jackets, drużyną, która mimo wielu kontuzji spisuje się z tygodnia na tydzień coraz lepiej.

Trzeba podkreślić, że zespół ten buduje od dwóch lat John Davidson, który w latach 2006-2012 odbudował do dawnej świetności St. Louis Blues. Nie powinien więc nikogo dziwić styl w jakim grają Blue Jackets. Jest to hokej bardzo siłowy, agresywny i nastawiony na grę z kontry. Można powiedzieć, że Columbus rozgrywa każdy mecz tak jakby był to pojedynek playoffs.

Tak też było w sobotę. Blackhawks od pierwszej do ostatniej minuty spotkania przeważali, ale cuda w bramce gospodarzy tworzył Siergiej Dobrovski.

Prowadzenie dla Jackets zdobył w pierwszej tercji (tylko 3 strzały gospodarzy w tej odsłonie gry przy 15 Hawks) były zawodnik Hawks Jack Skille. Wyrównał w 27. minucie strzałem w lewy górny róg bramki Patrick Sharp. Po tym trafieniu chicagowianie nadal dominowali, a coraz bardziej bezradni gracze Columbus zaczęli po prostu prowokować. Niestety skutecznie, bowiem w przepychanki wdał się nawet kapitan Hawks Jonathan Toews, który dość już miał obijania go kijem przez Brendona Dubinskiego. Obaj panowie powędrowali na ławkę kar, ale chyba nie trzeba nikomu mówić, kto na takiej wymianie skorzystał.

Na ostatnie 20 minut spotkania gospodarze wyjeżdżali więc podbudowani dwoma faktami: stracili tylko jednego gola w dwóch tercjach i na ławce kar przebywał jeszcze nie tylko Toews, ale także Brad Richards. Brak tego pierwszego był szczególnie widoczny podczas gry w osłabieniu. Na 4 wznowienia w swojej strefie chicagowianie przegrali wszystkie cztery. Rezultat: drugi gol dla Columbus. W 48. minucie nastąpiło zdarzenie, na którego wyjaśnienie sędziowie potrzebowali ponad 5 minut. Po przejrzeniu taśm początkowo nieuznany gol dla Hawks został w końcu zaliczony jako dobry. W zamieszaniu podbramkowym piłkarskim wślizgiem krążek kopnął Marcus Kruger i gol nie mógłby być uznany, ale zanim “guma” wpadła do siatki kijem dotknął jej Ben Smith.

Więcej bramek w regulaminowym czasie już nie oglądaliśmy, a to za sprawą nieskuteczności Blackhawks. Mimo absolutnej dominacji i stworzenia wielu znakomitych sytuacji do zdobycia gola chicagowianie tych goli nie strzelili.

Dogrywka to jak zwykle loteria. Oba zespoły wiedząc, że mają już w kieszeni po punkcie ryzykowały i ataki sunęły raz na jedną, raz na drugą stronę. Ponownie bez efektów bramkowych. O wygranej zadecydowały więc rzuty karne, które lepiej wykonywali hokeiści Columbus, którzy pojedynek ten niezasłużenie wygrali 3:2.

Szkoda straconego jednego punktu, ale cieszy bardzo dobra gra Hawks.

 * COLUMBUS BLUE JACKETS – CHICAGO BLACKHAWKS 3:2 po rzutach karnych (1:0, 0:1, 1:1, 0:0, karne: 2:1)
1:0 Skille (5. gol w sezonie) asysty: Johansen i Tyutin 17.24 min.
1:1 Sharp (5.) asysta: Rozsival 27.27 min.
2:1 Connauton (3.) asysty: Savard i Calvert 41.55 min.
2:2 Smith (5) asysty: Kruger i Kane 48.49 min.

Strzały na bramkę: 41-19 na korzyść Hawks

Leszek Zuwalski

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *