W blisko stuletniej historii NHL ponad 700 razy spotykały się ze sobą drużyny Chicago Blackhawks i Detroit Red Wing. Bilans zwycięstw jest zdecydowanie po stronie Detroit, ale ostatnie lata to dominacja Chicago. Jednak każdy kolejny mecz pomiędzy tymi ekipami to kolejna czysta karta, na której spisuje się nowe niezapomniane, hokejowe rzecz jasna, wydarzenia.

W piątkowy wieczór w Joe Louis Arena pierwsze zdanie zapisali gospodarze, którzy strzelili gola w 7. minucie po superpodaniu… chicagowskiego napastnika Krisa Versteega. Nie tylko podanie było perfekcyjne to jeszcze wykonane zostało na 5. metrze przed bramką Crawforda. Reakcja trenera Quennevilla była natychmiastowa. Versteeg “wyleciał” z pierwszej linii ataku, a na jego miejsce wszedł Marian Hossa. Efekt był taki, że już pierwsza wspólna zmiana wspomnianej formacji przyniosła szansę na zdobycie gola. Patrick Kane przegrał jednak pojedynek z Howardem. Minutę później napastnik Hawks poprawił celownik i po podaniu Toewsa doprowadził do wyrównania pięknym strzałem pod poprzeczkę. Remis utrzymał się już do końca tercji, w której więcej z gry mieli goście.

W drugich 20 minutach było równie interesująco. Na przemian raz jedna to druga drużyna stwarzała sytuacje po przeciwnych stronach lodowiska. Do czasu. Kolejne dwa błędy Hawks (Kane i Rundblad) w ciągu minuty i Red Wings objęło prowadzenie 3:1. Niezrozumiałe były czasami zachowania chicagowskich graczy, którzy w tym właśnie fragmencie gry – przy remisie – zamiast prostych, pewnych rozwiązań, silili się na techniczne zagrywki. Trzeba obiektywnie podkreślić, że wywiad Wings wykonał kawał dobrej roboty, wychwytując perfekcyjnie złe nawyki Hawks. Przy obu golach zawodnicy gospodarzy czekali przed bramką Hawks na wspomniane podania i dwukrotnie się ich doczekali. Przez kolejne 10 minut Detroit grało “magiczny” wręcz hokej. Hawks byli absolutnie bezradni i tylko Crawfordowi zawdzięczają, że nie stracili kolejnych goli. Dawno już nie widziałem tak zagubionych chicagowskich zawodników. Po dwóch tercjach przewaga w strzałach należała do Detroit i wynosiła aż 31:16 i w golach 3:1.

W trzeciej tercji Detroit ograniczyło się już tylko do pilnowania wyniku i robiło to bardzo dobrze. Gospodarze oddali co prawda inicjatywę Hawks, ale z przewagi gości niewiele wynikało. Każdy strzał na bramkę Howarda był przez tego ostatniego widziany, co pozwalało mu na spokojne obrony. Na 3 minuty przed końcem Hawks wycofało bramkarza, co skończyło się 4. golem dla Detroit i ich absolutnie zasłużonym zwycięstwem.

* DETROIT RED WINGS – CHICAGO BLACKHAWKS 4:1 (1:1, 2:0, 1:0)
1:0 Glendening (2. gol w sezonie) asysta: Miller 06.08 min.
1:1 Kane (5., podczas gry w przewadze) asysty: Toews i Seabrook 11.16 min.    
2:1 Franzen (5.) asysta: Zetterberg 24.49 min.
3:1 Tatar (5.) asysty: Andersson i Glendening 25.59 min.    
4:1 Smith (2) asysty: Datsyuk i Abdelkader 57.51 min.

Strzały na bramkę: 37-26 na korzyść Red Wings

Najbliższy mecz Hawks w niedzielę, 16 listopada, w United Center przeciw Dallas Stars (początek 6 PM).

PS
Joel Quenneville po błędach Kane’a i Rundblada zrobił to samo co z Versteegiem, a więc ograniczył ilość minut tych zawodników na lodowisku i zdegradował ich do niższych linii. Piszę to tylko dlatego, aby uzmysłowić trenerom Chicago Bears, że nie ma zawodników nietykalnych i jeżeli wspomniani nie wykonują swoich zadań muszą być po prostu ukarani.

Leszek Zuwalski

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *