Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie. I od wirusa Ebola.

Gdy „New England Journal of Medicine” opublikował ćwierć wieku temu pierwsze doniesienie o wirusie HIV, gdy w połowie lat 90. zarejestrowano ponad pół miliona zachorowań na AIDS wywołanych tym wirusem i wreszcie gdy dekadę później było już 40 milionów chorych na AIDS, świat nie posiadał się ze zdumienia. Jak to? W dobie współczesnej medycyny i higieny? To nie powinno się zdarzyć! Ale się zdarzyło.

Gdy po upływie kolejnej dekady medycyna zaczęła znacząco przedłużać życie chorym na AIDS, świat się uspokoił, zapanowało przeświadczenie, że to już ostatni taki paroksyzm, jaki funduje nam świat drobnoustrojów. Nowotwory, cukrzyca, choroby układu krążenia – owszem, tak, te plagi mają prawo nas nękać, ale nie różnej maści „zarazki”, ich miejsce jest już w podręcznikach historii medycyny.

Otóż właśnie lektura takich podręczników skłania do wniosku, że to przeciwnik nieobliczalny i wciąż groźny.

Zespół Włoskiej Misji Archeologicznej odkrył w Tebach w Egipcie (obecnie Luksor) ciała pokryte grubą warstwą wapna. Wapno było stosowane od starożytności jako środek dezynfekcyjny. Pochowani to ofiary potwornej epidemii dżumy. Choroba była tak gwałtowna i tak szybko się rozprzestrzeniała, że starożytni pisarze uznali ją za koniec świata.

Takich końców świata było wiele. Wielka zaraza (też dżuma) w Atenach 430 r. p.n.e. pomogła Sparcie przejąć hegemonię w greckim świecie.

Starożytny Rzym nękany był nawracającymi epidemiami – prawdopodobnie czarnej ospy, zwanymi dziś plagą Cypriana. Choroba przyczyniła się do upadku imperium. Zarazę jako sygnał nadchodzącego końca świata opisał w III wieku św. Cyprian, biskup Kartaginy.

Tytus Liwiusz w „Dziejach Rzymu”, opisując epidemię w 174 r. p.n.e., zanotował: „Zaraza, która w poprzednim roku spadła na bydło, w tym roku zaatakowała ludzi (…) Najbardziej umierała służba. Przy wszystkich drogach leżały stosy niepogrzebanych niewolników. Zakład pogrzebowy przy świątyni Libityny nie nadążał z pogrzebami nawet ludzi wolnych. Trupy, nietykane przez psy ani sępy, rozkładała zgnilizna”.

Zaraza najpierw spadła na bydło. Dzięki badaniom naukowym wiadomo, że ospa, malaria, dżuma, cholera to choroby zakaźne pochodzące od zwierząt.

Miłe złego początki…

Nieszczęście zaczęło się 10 tys. lat temu, gdy ludzkość zajęła się rolnictwem, gdy koło domostwa pojawiły się stodoła, obora, chlew, kurnik. Myśliwi co najmniej kilka razy w roku zmieniali miejsca pobytu, porzucając swoje fekalia, rolnicy – przeciwnie, latami mieszkali obok nieczystości własnych i swoich zwierząt.

„O ile rozwój rolnictwa okazał się dla zarazków błogosławieństwem, o tyle powstanie miast było stworzeniem im prawdziwego raju” – zauważa Jared Diamond w książce „Strzelby, zarazki, maszyny”. Angielski lekarz Thomas Sydenham wymienił plagi nękające Londyn w drugiej połowie XVII wieku. Najpierw malaria w latach 1661–1664: „zapadały na tę chorobę całe niemal rodziny, zginęło nieskończenie dużo osób”. Latem 1665 r. epidemia dżumy: w sierpniu umarło na nią 8 tys. osób, miasto było wyludnione, wszyscy uciekali przed zarazą, sam Sydenham również. Wiosną 1667 r. wybuchła epidemia ospy – trwała trzy lata. W sierpniu 1669 r. epidemia cholery – chorzy nieraz umierali przed upływem doby. Zaraz potem wybucha dyzenteria i powtarza się co rok do jesieni 1672 r., „czyniąc wielkie spustoszenie”. Jesienią 1674 r. znowu ospa. W październiku 1675 r. masowe zgony z powodu grypy – „nie pamiętam, aby kiedyś tak wielka liczba osób chorowała naraz”. W lipcu 1679 r. malaria „uczyniła okrutne spustoszenie”.

Niezwykle ważny jest komentarz do tych plag prof. Władysława Szumowskiego: „Ten obraz tylu chorób zakaźnych w Londynie tym więcej nas zdumiewa, że nie były to wcale lata wojen ani żadnych zamieszek politycznych, lecz spokojne lata panowania Karola II Stuarta, kiedy dokonywali epokowych odkryć Newton i Boyle, kiedy rozpoczynało swoją ożywioną działalność sławne londyńskie Towarzystwo Naukowe Royal Society” („Historia medycyny”, Warszawa 1936).

W latach 30. XIX wieku cholera wywołała panikę w Europie i w Stanach Zjednoczonych. O jej szerzenie, zatruwanie studzien oskarżano włóczęgów i Cyganów. W 1831 r. w Paryżu grabarze nie grzebali ciał w obawie przed zarażeniem, na ulicach piętrzyły się ich stosy, ład publiczny przestał istnieć. Ale gdy w latach 80. tego stulecia cholerą zajęli się uczeni tej miary co Pasteur i Koch, opinia publiczna odetchnęła z ulgą, wydawało się, że plaga została zażegnana. I wtedy, jak na ironię, epidemia cholery zwaliła się na Neapol i Marsylię.

Dawno minione dzieje?

Te przykłady są rażąco nieaktualne? Teraz przeciw zarazom mamy potężną medycynę, służby sanitarne, wyspecjalizowane laboratoria, szpitale zakaźne…

A jednak lepiej nie popadać w pychę z tego powodu. Nie można założyć, że nie będzie powrotu do scen, jakie rozgrywały się na ulicach miast dotkniętych epidemiami w XIX wieku i dawniej. W gruncie rzeczy dzieli nas od nich szyba laboratorium, która kiedyś może się okazać niewystarczająca. Dlatego od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie. I od wirusa Ebola.

Krzysztof Kowalski

Rzeczpospolita

foto: md-health.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *