Pierwsza porażka w sezonie w regulaminowym czasie gry, pierwszy z 6 dotychczas rozegranych w obecnym sezonie NHL przez nasze “Jastrzębie” meczów bez zdobyczy punktowej. 2:3 w Bridgestone Arena w Nashville wstydu jednak nie przynosi, jako że podopieczni Joela Quenneville tanio skóry nie sprzedali.

Predators to niewygodny dla Blackhawks rywal, zresztą na fizyczny styl gry zespołu z Nashville wielu potentatów National Hockey League często-gęsto nie potrafi znaleźć antidotum. Doskonałe przygotowanie motoryczne i walka na całej szerokości i długości lodowej tafli potrafią zneutralizować wyższość techniczną gwiazd kolejnych oponentów. Jak choćby naszych “Jastrzębi”, u których kardynalną rolę odgrywa finezja na tafli czołowych postaci zespołu, czego skutkiem widowiskowy, techniczny hokej. Dwa krańcowo różne style gry, dwie skrajnie odmienne hokejowe filozofie, zupełnie inne atuty obu zespołów. I może dlatego potyczki na linii Chicago – Nashville są już od kilku lat mocno trzymające w napięciu. W pierwszej konfrontacji obu drużyn w United Center nasz zespół odniósł zwycięstwo 2:1 po dogrywce, teraz niestety miał miejsce mały rewanż i Predators zaliczyli wygraną 3:2.

W dzisiejszym meczu dodatkową atrakcją był pojedynek bramkarzy oby zespołów. Bo i czysto fińska konfrontacja miała znaczenie szalenie prestiżowe dla obu golkiperów. Dla nas niestety strzegący bramki gospodarzy Pekka Rinne wyszedł zwycięsko z potyczki ze swoim rodakiem z Kraju Tysiąca Jezior – jak potocznie nazywa się Finlandię, co jest raczej mocno krzywdzące dla Finów, zważywszy, że jest tam dokładnie 187.888 (sic!) jezior – Antti Raantą. Zastępujący kontuzjowanego Corey’a Crawforda jeszcze stosunkowo mało doświadczony (dopiero w sumie 27 rozegranych w NHL meczów) Raanta po poprzednim spotkaniu z Philadelphia Flyers był wychwalany pod niebiosa – i słusznie. Tym razem jednak trochę nie stanął na wysokości zadania, przynajmniej jego vis-a-vis był skuteczniejszy. Szczególnie w 3. tercji, kiedy to Rinne zaliczył 16 udanych interwencji na 17 strzałów graczy gości.

Zaczęło się wszystko bardzo obiecująco dla naszego zespołu, jako że w 13. minucie meczu Ben Smith wyprowadził Hawks na prowadzenie. A że to były li tylko miłe złego początki zadecydował fenomenalnie nastawiony strzelecko tego dnia James Neal. Który zdobył trzy bramki dla Predators, co tradycyjnie w takich przypadkach oznaczało zapełnienie się tafli czapkami fanów Nashville. Gdyby uwzględnić piłkarskie standardy, można by powiedzieć, że Neal zaliczył klasyczny hat-trick. Wszak zdobył 3 gole w rzędu, nie przedzielone żadnym trafieniem z obu stron. Bramka Andrewa Shawa na siedem i pół minuty do końca regulaminowego czasu gry pozwoliła złapać kontakt, zabrakło jednak czasu na wyrównujące stan trafienie.

* NASHVILLE PREDATORS – CHICAGO BLACKHAWKS 3:2 (1:1, 1:0, 1;1)
0:1 Smith (1. gol w sezonie) asysty: Kruger i Saad 12.21 min.
1:1 Neal (3.) asysty:  Jones i Ribeiro 19.12 min.
2:1 Neal (4.) asysta: Forsberg 36.12min.
3:1 Neal (5.) asysty: Ellis i Forsberg 41.52 min.
3:2 Shaw (3.) bez asysty 52.36 min.

Strzały na bramkę: 32-27 na korzyść Hawks

Najbliższy mecz Blackhawks w sobotę, 25 października, w St. Louis przeciw tamtejszym Blues (początek o 7 PM, transmisje tv na kanałach FX-CA i WGN).

Leszek Zuwalski

meritum.us

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *