Stało się to czego właściwie spodziewano się od kilku miesięcy. W Stanach Zjednoczonych zanotowano pierwszy przypadek chorego zarażonego wirusem Eboli.

Mężczyznę, który przyleciał z Liberii 20 września umieszczono w szpitalu  Texas Health Presbyterian w Dallas, pierwsze objawy choroby pojawiły się u niego sześć dni po przylocie. Thomas Frieden, dyrektor Narodowego Centrum Zwalczania i Prewencji Chorób pytany o obywatelstwo pacjenta odpowiedział, iż jest to osoba, która przyleciała z wizytą do rodziny w USA. Innych danych nie podano, rodzinę i osoby mające kontakt z zarażonym śmiertelną chorobą poddano kwarantannie. Prowadzone jest intensywne śledztwo jak doszło do sytuacji, że zarażony pasażer przekroczył granicę USA? Oblany test gotowości systemu opieki zdrowotnej przeciw epidemii postawił na nogi wszystkie służby odpowiedzialne za to, by choroba nie rozlała się na cały kraj. Frieden zapewnił, iż podjęte zostaną wszelkie dostępne kroki by tak się nie stało.

Niedawno Stany Zjednoczone wzywały do większych wysiłków w walce z epidemią Eboli w Afryce Zachodniej, od przemówienia Baracka Obamy na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ minęły dwa tygodnie i słowa prezydenta, że choroba zagraża nie tylko bezpieczeństwu regionalnemu, ale także globalnemu niestety się potwierdziły – ebola wymyka się spod kontroli. Problem tkwi w samym rozwoju choroby, ebola nie zaraża dopóki nie pojawią się jej objawy, żadna kontrola nie wykryje zarażenia przed wystąpieniem gorączki. W samolocie z Liberii nie było więc szansy na zarażenie innych pasażerów, gorzej że w Teksasie gość spotykał się z wieloma ludźmi. Na szczęście to na razie jedyny przypadek choroby, a Stany Zjednoczone posiadają środki by z zagrożeniem walczyć.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z 21 września, na ebolę od marca – gdy wybuchła zaraza – zmarło już 3.091 osób z ponad 6.500 zarażonych. Centrum Zwalczania i Prewencji Chorób ostrzega, że jeśli świat nie podejmie zdecydowanych działań na początku przyszłego roku będzie już 1,4 mln ludzi zainfekowanych śmiercionośnym wirusem.

W USA wyleczono trzy osoby, które pracując w Afryce i walcząc z epidemią same zachorowały, czwarty chory jest w trakcie kuracji w szpitalu Emory University w Atlancie. Piąta osoba, która mogła być narażona na kontakt z wirusem jest pod obserwacją w National Institutes of Health w Bethesda, w stanie Maryland.

Jeszcze wczoraj o problemie rozmawiali prezydent Obama i dr Frieden, sprawa traktowana jest niezwykle poważnie i priorytetowo. Senator Chris Coons, demokrata z Delaware przewodniczący senackiej Komisji d/d Afryki wezwał Amerykanów do spokoju i przestrzegania sugestii CDC. Jak powiedział: – To była kwestia czasu, kiedy wirus Eboli zawędruje do nas. Jak jednak widzimy, w Dallas przekonaliśmy się, że nasz system opieki zdrowotnej ma potencjał, możliwości i wiedzę by opanować sytuację szybko i bezpiecznie.

Śmiertelność obecnej mutacji wirusa rozpoznanego już w latach 70. wynosi ok. 50 proc., poprzednie epidemie były o wiele groźniejsze z nawet 90 proc. śmiertelnych przypadków. Na szczęście chorobą nie można się zarazić przez oddychanie, na nieszczęście nośnikami są krew i płyny ustrojowe.

Gorączka krwotoczna Ebola – straszono nas tą chorobą przez lata w książkach i filmach – teraz mamy ją na amerykańskiej ziemi.

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: telegraph.co.uk

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *