Kilkanaście godzin temu pisaliśmy, że niebo nad Chicagolandem jest najbardziej zatłoczoną przestrzenią powietrzną w skali światowej. Tymczasem mieszkający w pobliży obu naszych lotnisk dzisiaj rano ze zdziwieniem skonstatowali, iż nad ich głowami panuje absolutna cisza. Ten spokój w naturalny sposób mógł budzić pewien niepokój.
Okazało się w praktyce, iż porty lotnicze O’Hare i Midway zostały całkowicie zamknięte w wyniku zaprzestania działalności Centrum Kontroli Lotów (Air Route Traffic Control Center) w Aurorze. O 5.40 rano w budynku na zachodnich przedmieściach Chicago (50 mil od centrum miasta) – newralgicznym miejscu kierowania całym lokalnym ruchem lotniczym – wybuchł pożar. Konsekwencją było sparaliżowanie chicagowskich lotnisk. Odwołano ponad 700 lotów na O’Hare i 150 z Midway. Warto przypomnieć, że z głównego międzynarodowego portu lotniczego na północo-zachodniej stronie Chicagolandu średnio dziennie startuje i ląduje 2.240 samolotów. Wynika z tego, iż nie odbyła się mniej więcej 1/3 zaplanowanym na O’Hare lotów.
Po pięciu godzinach przerwy ruch na obu lotniskach wznowiono i już po 11 przed południem chicagowskie niebo zaczęło ponownie się zapełniać. Powstał jednak efekt domina i pasażerowie udający się w podróże z obu lotnisk muszą liczyć się z utrudnieniami.
eLPe
foto: Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us