Nie próby secesji w Szkocji, ani nowy polski rząd, a Alibaba są głównym tematem rozmów biznesmenów na całym świecie. Nie mowa oczywiście o perskim rzemieślniku, który zbił majątek gdy podejrzał rozbójników i poznał ich hasło”Sezamie otwórz się”, a o chińskim odpowiedniku amerykańskiego Amazona czy eBaya.

Chiński gigant e-commerce właśnie zadebiutował na giełdzie zbierając w pierwszej transzy prawie 22 mld dolarów, bijąc tym samym amerykański rekord należący do Visa, który wynosił 17,9 mld zielonych. Brokerzy New York Stock Exchange od rana nie mogą się opędzić od zamówień na akcje serwisu, w którym możemy kupić niemal dosłownie wszystko: od perfum, ubrań i elektroniki po samoloty i śmigłowce.

Wartość akcji Alibaba Group Holding Ltd zarejestrowanej na Kajmanach koncern wycenił wczoraj na $68, choć wpływ akcjonariuszy na zarząd korporacji będzie żaden. Firma ma niezwykle skomplikowaną strukturę, operatorem jej płatności jest mało znana spółka Alipay należąca do Financial Services Company. Alibaba właśnie nabył chiński klub piłkarski Guangzhou Evergrande wydając $200 mln za niespełna 50-procentowy pakiet akcji co świat finansów przyjął ze sporym zdziwieniem. Spółka ma się rozwijać tak jak chińska gospodarka, a ta rośnie w tempie ponad 7 procent rocznie.

Przedstawiciele prestiżowych światowych marek dowodzą jednak, że 80 proc. towarów dostępnych w serwisach Alibaby to podróbki. Mimo to obecność Alibaby na nowojorskim parkiecie spowodowała istny szał zamówień, fachowcy nazwali to Alibaba IPO Mania, a inny internetowi potentat przyglądają się sytuacji z dużym niepokojem.

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: wired.com

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *