Elektronika i nowe testy dają nadzieję na pokonanie demencji – pisze Piotr Kościelniak.

Mamy już sposób, aby z kilkunastoletnim wyprzedzeniem wykrywać osoby zagrożone alzheimerem – zapewniają neurolodzy podczas trwającego w Kopenhadze kongresu poświęconego tej chorobie.

Po co wykrywać wcześniej, skoro nie ma obecnie skutecznego leku? Bo wiemy, że odpowiednia modyfikacja stylu życia pozwoliłaby uniknąć części zachorowań. A pacjenci zdiagnozowani, zanim pojawią się pierwsze problemy z pamięcią, mają szansę dłużej zachować sprawność umysłu.

Jest o co walczyć, bo Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że na demencję cierpi obecnie ok. 44 mln ludzi na świecie. W 2050 roku ma to być już 135 mln. Globalne koszty związane z leczeniem i opieką nad pacjentami szacowane są na 600 miliardów dolarów.

Zwierciadło duszy

Dziś chorobę Alzheimera diagnozuje się dzięki specjalnym testom oceniającym zdolności poznawcze chorych. Dodatkowo w późniejszych fazach choroby lekarze mogą sięgnąć po nowoczesne metody diagnostyki obrazowej – rezonans magnetyczny, pozytonową tomografię emisyjną (PET). Pozwalają one wykryć charakterystyczne płytki betaamyloidu, splątki białek tau oraz degenerację neuronów.

– To są jednak metody drogie i wykorzystywane głównie w celach naukowych – podkreślał w Kopenhadze David Knopman z Mayo Clinic.

– Ale te same złogi białek można również zaobserwować w oczach osób, u których pełne objawy alzheimera dopiero mają nastąpić – uważa dr Shaun Frost z australijskiej agencji naukowej CSIRO. – Siatkówka to jak część mózgu poza mózgiem – przekonywał.

Firmy Cognoptix oraz NeuroVision Imaging mają już przygotowane techniki badania oka – szybkie i nieinwazyjne – w celu wykrycia tych pierwszych oznak nadchodzącej demencji. Na razie przeprowadzono badania z udziałem 40 osób. Pełne wyniki będą znane pod koniec tego roku, ale już wiadomo, że poziom płytek betamyloidu w oku związany jest ze zmianami w mózgu.

Innym pomysłem jest badanie… węchu. Już kilka lat temu badacze zauważyli, że zmysł powonienia ulega osłabieniu na długie lata przed pojawieniem się alzheimera. Zdaniem prof. Davangere’a Devananda z Uniwersytetu Columbia wystarczy standardowy test wrażliwości na zapachy, aby wytypować osoby, u których demencja dopiero się pojawi.

Szansę na test krwi sygnalizujący zagrożenie demencją dają prace specjalistów z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Ich metoda pozwala z 87-procentowym prawdopodobieństwem wskazać osoby, u których łagodne zaburzenia poznawcze przekształcą się w demencję odbierającą człowiekowi samodzielność.

I raz, i dwa!

Lekarze podkreślają jednak, że w wielu przypadkach pacjenci nie chcą poddawać się testom. Argumentują, że skoro i tak nie ma skutecznego lekarstwa, nie chcą wiedzieć o nadchodzącej chorobie.

Można jednak postawić na profilaktykę. Specjaliści przekonują, że wystarczy wyeliminować (lub zmniejszyć) siedem podstawowych czynników ryzyka, aby uniknąć alzheimera. Czynniki te to cukrzyca, nadciśnienie, otyłość, brak aktywności fizycznej, depresja, palenie tytoniu i niski poziom wykształcenia.

Według prof. Carol Brayne z Uniwersytetu Cambridge kluczową kwestią dla osób w średnim wieku jest zachowanie aktywności fizycznej – bo to automatycznie „załatwia” kwestię cukrzycy, otyłości i nadciśnienia. Jej zdaniem nawet nieznaczna modyfikacja stylu życia i codziennych nawyków pozwoliłaby ograniczyć zachorowalność nawet o 8–9 proc.

Według naukowców nawet jedna trzecia wszystkich przypadków choroby jest efektem działania głównych czynników ryzyka.

Co z resztą? – Te analizy wskazują, że wiele przypadków zachorowań związanych jest z innymi czynnikami, na które nie mamy wpływu – mówi w rozmowie z BBC dr Simon Ridley z Alzheimer’s Research UK. – Dlatego tak ważne jest prowadzenie analiz i finansowanie badań.

Pamięć na chipie

Na razie pacjenci i lekarze mogą najwyżej łagodzić objawy choroby za pomocą leków. Skutecznej terapii pozwalającej myśleć o hamowaniu czy wręcz odwróceniu postępów alzheimera obecnie nie ma. W ciągu ostatnich dziesięciu lat nie udało się też opracować żadnych obiecujących metod walki z demencją. Ponad 99 proc. badań klinicznych w tym kierunku zakończyło się klęską.

Lekarze sięgają jednak nie tylko po leczenie farmakologiczne, ale również po… elektronikę. Najnowszy pomysł forsowany przez słynne amerykańskie Lawrence Livermore National Laboratory to wszczepiany w głowę układ przywracający pamięć. Projekt nazywa się RAM (Restoring Active Memory) i ma na celu rozwiązanie problemów osób po urazach czy z chorobą Alzhei- mera. DARPA (agencja badawcza Departamentu Obrony) przekazała kilka dni temu na ten cel 2,5 mln dolarów.

Wszczepiany do kory mózgowej implant ma się bezprzewodowo łączyć z noszoną za uchem elektroniczną pamięcią.

Piotr Kościelniak

Rzeczpospolita

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *