Nasze Bulls poniosły wczoraj wieczorem drugą z rzędu porażkę w batalii z Washington Wizards w ramach 1. rundy playoffs NBA.

Jako że obie przegrane “Byki” poniosły w United Center znalazły się na krawędzi wypadnięcia z walki. Teraz bowiem kolejne dwa spotkania rozegrane zostaną w stolicy kraju i chicagowianie muszą zaliczyć choćby jedno wyjazdowe zwycięstwo aby przedłużyć batalię a seria powróciła do “Wietrznego Miasta”.

Katastrofalny początek Bulls i równie słaba postawa zawodników naszej drużyny w 4. ćwiartce dały jakże cenną wygraną przyjezdnym, w składzie których ważną postacią jest polski jedynak w NBA. Tym razem jednak Marcin Gortat nie był tak skuteczny jak choćby w meczu numer 1. Wczoraj w United Center występował na parkiecie aż 37 minut, zdobył jedynie 7 punktów i zaliczył 5 zbiórek.

Kwestia wyłonienia zwycięzcy rozstrzygnęła się dopiero w dogrywce. Pierwszej, chociaż do drugiej powinno praktycznie dojść, jako że Kirk Hinrich na 2 sekundy do końca 1. O.T. fatalnie spudłował z rzutów osobistych. Zresztą chwilę wcześniej wziął na swoje barki ciężar odpowiedzialności za końcowy sukces Bulls. Wyraźnie tej roli nie podołał a nieudana cała seria rzutów w kluczowym momencie znajduje odbicie w ostatecznym rezultacie konfrontacji.

CHICAGO BULLS – WASHINGTON WIZARDS 99:101 O.T. (20:31, 29:25, 26:14, 16:21, 8:10)

Augustin 25 punktów,  Gibson 22, Noah 20 i 12 zbiórek, Hinrich 12 – Beal 26, Nene 17, Wall 16, Gortat 7 i 5 zbiórek.

WCZEŚNIEJ:

CHICAGO BULLS – WASHINGTON WIZARDS 93:102

W serii: 0-2 (walka toczy się do czterech wygranych któregoś z zespołów)

Mecz numer 3 serii w piątek, 23 maja, początek o 8 pm w Verizon Center w Waszyngtonie.

“Byki” na skraju przepaści a obok parkietu na ławeczce drużyny w garniturku dopinguje kolegów Derrick Rose. Jakże diametralnie inaczej z pewnością przedstawiałaby się sytuacja gdyby wielka gwiazda Bulls przebywała akurat po drugiej stronie bocznej linii…

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us