Kiedy się urodził, na ziemiach polskich rządził jeszcze król Jan III Sobieski. Kiedy umierał, ludzkość znajdowała się w przededniu II wojny światowej.

Badacze nie spierają się, czy Li Czing Yun rzeczywiście żył i czy to prawda, że w chwili śmierci miał 256 lat. Dość powiedzieć, że o jego śmierci napisał amerykański „Time”, a kilka lat wcześniej reportaż na jego temat opublikował „The New York Times”.

Tak naprawdę istnieją dwie prawdy o jego wieku. Sam zainteresowany przekonywał, że umiera w wieku 197 lat. Z kolei w archiwach imperialnego rządu Chin w Czengdu znaleziono noty gratulacyjne z 1827 i 1877 roku, w których winszowano jubilatowi z okazji kolejno 150. i 200. urodzin. To właśnie z nich wynika, że w chwili śmierci Li Czing Yun miał 256 lat.

Jedna i druga data urodzin czynią go najdłużej żyjącym człowiekiem w udokumentowanej historii. Druga, Francuzka Jeanne Calment, umarła w wieku 122 lat i 164 dni.

O życiu Li Czing Yuna wiadomo niewiele, a pisanie jego biografii jest tak naprawdę składaniem w całość fragmentów przekazywanych z ust do ust historii. Jak w reportażu “New York Timesa”, którego dziennikarz wielokrotnie słyszał od starszych wiekiem mieszkańców rodzinnej miejscowości Li Czing Yuna, że ich dziadkowie pamiętali go jeszcze jako dorosłego mężczyznę. Wśród nich mogli być jedni z ponad 200 jego potomków, których rzekomo spłodził z 23 żonami.

Urodził się w Qi Jiang Xian w Syczuanie. Już w wieku 10 lat chodził po górach, gdzie zajmował się zbieraniem ziół. Przez pierwsze sto lat życia wędrował po prowincjach Yunnan, Gansu, Shanxi, Tybecie, Annamie (współczesnym Wietnamie), Syjamie (dzisiejszej Tajlandii). W tym czasie świat przechodził rewolucję przemysłową, człowiek tworzył kolejno silnik spalinowy, dynamit, karabin maszynowy, telefon, żarówkę. Polacy tracili niepodległość, by jeszcze za życia Li Czing Yuna ją odzyskać.

Kolejne zapisy mówią o roku 1749, kiedy to w wieku 71 lat wstąpił do chińskiej armii. Został instruktorem sztuk walki i doradcą do spraw taktyki wojskowej w Kai Xian. Już wtedy odżywiał się wyłącznie ziołami, popijając je winem ryżowym. Jednak prawdziwe odkrycie miało dopiero nadejść. Na razie służył swoją wiedzą z zielarstwa w armii, której dowódcy prawdopodobnie intensywnie korzystali z jego wskazówek.

Wydaje się, że kolejny etap biografii Li Czing Yuna potraktować należy z lekkim przymrużeniem oka – oczywiście jeśli nie traktujemy w ten sposób całej jego historii. Otóż według Da Liu, mistrza sztuki taijiquan (tai chi), jednej z odmian Wushu, ucznia Li Ching Yuna, w wieku 130 lat nauczyciel spotkał w górach pustelnika z 500-letnią metryką. Zamieszkał z nim, szkoląc się w kolejnych sztukach walki, a także poznając metody kontroli własnego oddechu. Li Czing Yun uczył się Baguazhang, sztuki walki, którą współcześni podejrzeć mogą chociażby w filmie „Tylko jeden” z Jetem Li.

Li Czing Yun poznał wówczas także Qigong, popularny także współcześnie zestaw ćwiczeń zdrowotnych pochodzący ze starożytności, polegający na – ogólnie rzecz biorąc – perfekcyjnemu opanowaniu sztuki kontroli życiowej.

To w tajemniczej pustelni Li Czing Yun miał posiąść wiedzę i umiejętności, które pozwoliły mu cieszyć się zdrowiem i żywotnością przez ponad dwa wieki. Wiele lat później chiński matuzalem powie swoim uczniom: „Długowieczność wynika z faktu, że ćwiczenia wykonywałem codziennie – regularne, sumiennie, cierpliwie – przed ponad 120 lat”. Innym razem przedstawi następującą receptę: „Zachowaj spokój serca. Siedź jak żółw. Chodź żwawo niczym gołąb. Śpij jak pies”. W 1933 roku, tuż po śmierci Li Czing Yuna, swój reportaż na jego temat dziennikarz „Time’a” zatytułuje właśnie „Żółwio-gołębio-pies”.

Swoje dla zdrowotności zrobiła także dieta. Oprócz wspomnianego wcześniej wina ryżowego, Li Czing Yun miał żywić się m.in. żeńszeniem, jagodami goji, lakownicą lśniącą, wąkrotką azjatycką, a więc ziołami o właściwościach leczniczych od wieków znanych chińskiej medycynie. Niektóre z nich – jak wąkrotka – dzięki swoim działaniom ujędrniającym i przeciwzapalnym stosowane są dziś powszechnie w kosmetologii.

Tajemnicze życie Li Czing Yuna zakończyła równie zagadkowa śmierć. W 1927 roku na zaproszenie generała Yang Sena, gubernatora Syczuanu, późniejszego sojusznika Czang Kai Szeka, wybrał się do Wan Xian. Wtedy też powstało jedno z niewielu zdjęć, które zachowało się do naszych czasów. Widzimy na nim wysokiego mężczyznę o wyprostowanej sylwetce, szerokich ramionach i wystających policzkach, ubranego w długą szatę. Z podobizny nijak nie da się wywnioskować wieku fotografowanego.

Zmarł kilka lat później w drodze powrotnej do domu, 6 maja 1933 roku. Niektórzy twierdzą, że z przyczyn naturalnych. Inni relacjonują, jakoby na chwilę przed odejściem miał powiedzieć: „Zrobiłem tu już wszystko, co miałem. Teraz wracam do domu”.

Zapoznawszy się z historią Li Czing Yuna, można uwierzyć w cudowną moc zażywanych przez niego ziół. 12 października 1929 roku „Miami Herald” martwił się, co stanie się, gdy odkryty przez Chińczyka preparat długowieczności trafi na rynek. „Jeśli człowiek żyć będzie przez wieki, zamiast jedynie przez fragment stulecia, będziemy potrzebować więcej jedzenia. Nic nie sugeruje jednak, by eliksir z gór Yunnanu działał przeciwko szarżującym automobilom i trującemu alkoholowi, więc chyba groźba epidemii głodu nie jest aż tak realna” – drwił.

Można też jednak wziąć przykład z drugiej recepty na długowieczność, którą Li Czing Yun miał realizować przez całe życie.

Na początku lat 70. chiński premier Zhou Enlai gościł w Pekinie Richarda Nixona. Podczas spotkania z amerykańskim prezydentem padło pytanie o rewolucję francuską. „Jest jeszcze zbyt wcześnie, by ją oceniać” – odpowiedział chiński polityk. Barwna anegdota powstała w wyniku nieporozumienia – Enlai mówił nie o szturmie na Bastylię z 1789 roku, a protestach studentów w Paryżu z 1968 roku. Zdradza ona jednak jedną z podstawowych cech cywilizacji chińskiej: cierpliwość. Takie były też ćwiczenia Li Czing Yuna – wykonywane regularnie, sumiennie, cierpliwie.

Adam Robiński

rp.pl

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *