0131-kosyZima dookoła, szron pokrywa drzewa, czarne wrony krzyczą na zmianę pogody, na ulicy człowiek bezdomny dojrzewa… Nikt nie śmie go pytać dlaczego nie mieszka pod własnym dachem z kominem, co straszy. Kto mu odebrał ostatnie marzenia, z którymi dziad jego ocean przepłynął. Za wielką wodą mieszkała nadzieja i wolność, o której śnili ludzie wszędzie. O dobrobycie mit dawno zaginął i tylko echo powtarza te brednie. A tutaj bieda wkrada się niechciana i wszystkim nam żyje się biedniej.

Pcha bezdomny wózek z dorobkiem życiowym po lodowatym, wybitym chodniku. Nie widzi ludzi, co obok przechodzą, nie słyszy wron czarnych rozdartego krzyku. Nie wie dokąd zmierza, gdzie nocleg go czeka, jakie mu poranek postawi pytania. Od normalności żyć przyszło z daleka. Mydlana bańka niegdyś pełna marzeń, mgłą okryta cała opuszcza człowieka.

… A kosy lecą z błękitnego nieba, by wzbudzić u ludzi ciekawość przyćmioną, oderwać oczy, co niewiedzą płoną. Przywrócić myślenie i dodać rozumu, wyrwać jednostki z pędzącego tłumu i dodać wiary, w cokolwiek kto wierzy.
Już czas najwyższy, by przejrzeć na oczy, zacząć pojmować świat niezrozumiały, zobaczyć człowieka, co przed nami kroczy.

… A kosy lecą z błękitnego nieba, by poruszyć serca oziębłe i chore, by ludzie myśleli o tym co potrzeba.
Słychać tu i ówdzie rozmaite głosy, że zbliża się koniec ziemskiego żywota. Wreszcie przemówiły do ludzi niebiosa. Czas Apokalipsy stawia pierwsze kroki.

0131-dwa-kosy

Leżą na śniegu kolorowe kosy, którym własne skrzydła odmówiły lotu, którym pomógł człowiek dokonać żywota. Coraz częściej słychać wyciszone głosy i mgły opadają siane ludzką dłonią. Pył z wulkanów sypie w błękitne przestworza, na zawołanie tsunami się kłębi. Truchleją wszyscy, nawet ludzie morza i nie pojmują, co w myślowej głębi.

Tuby grają melodię z nut przygotowanych, czytają słowa już dawno dobrane, a ludzie myślą, że to jest gniew Boży. Nikt pewności  nie ma, nawet lud karany.

Na plażach kraby martwe fala goni, by człowiek pojął świat zróżnicowany, by mógł wyczytać przyszłość z własnej dłoni. Tak wiele potrzeba, by zrozumieć ludzi, by nie brać na serio słów rzucanych marnie. Należy spać czujnie, by na czas się zbudzić, nie czekać, aż wszystko chytra dłoń zagarnie.

Każdy o sobie powinien stanowić, mieć swoje własne zdanie, nie wierzyć tubom siejącym zamęt, nie czekać na mózgu pranie…

… Lecą ptaki z nieba na martwe chodniki, na białym śniegu kolorowe pierze, kto kierował lotem, kto zabrał im życie? Mówią, że huragan, ja w bajki nie wierzę!

01.26.2011

Władysław Panasiuk

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *