0729-kasia-sobczyk-1Wczoraj odeszła od na na zawsze Kasia Sobczyk. Wprawdzie zmarła po ciężkiej chorobie w warszawskim hospicjum, ale jako że przez 16 lat mieszkała w Chicago była częścią naszej polonijnej społeczności. Dziewięć lat temu Janusz Kopeć przeprowadził z nią wywiad, który prezentujemy Państwu za zgodą autora.

Gdybyśmy byli kloszardami

– rozmowa z Kasią Sobczyk

– Witam księżniczkę polskiej piosenki, która wciąż poszukuje swego księcia… gdzie jesteś mały książe, gdzie…te słowa pamięta cała Polska. Urodziłaś się pod szczęśliwą gwiazdą… talent, głos, aparycja, urok osobisty. To opatrzność wykreowała słowika, który swym głosem  zachwycił cały kraj. Katarzynę Sobczyk kochają wszyscy. Niczym orzeł pofrunęła na artystyczny Olimp, a pozycja tam zajmowana wciąż wysoka. Podobno artystą trzeba się urodzić, musi być jakiś szept niebios, a reszta to łut szczęścia i praca. Czy podzielasz ten pogląd?

– Jak pięknie to powiedziałeś. Na pewno musi być ów szept niebios, choćby cichy, ucałowanie przez muzy, ale przede wszystkim ciężka praca. Taka kolejność jest prawidłowa.

– Jak się czuje Kasia Sobczyk u progu XXI wieku ?

– Mimo tych tragicznych wydarzeń (11 września ) jestem pełna wiary w ludzi, którzy się zapewne opamiętają i zrobią wszystko, by ocalić miłość i naszą piękną ziemię. Jestem optymistką.

– Czas zmienia wszystko, twarze, mentalność, poglądy. Ale Kasia Sobczyk wydaje się być zaprzeczeniem panta rhei. Tyle entuzjazmu i młodości. No i ten śpiew, ten głos cudowny, jego brzmienie. To chyba sopran koloraturowy, czy tak? Sposób interpretacji, jakże specyficzny, typowy tylko dla Ciebie. Ostatnia płyta kompaktowa  “Niewidzialne” – to rewelacja (jednym z głównych  sponsorów tego krążka był obecny wydawca naszej witryny, Zbyszek Karaś – przyp. red.). To potwierdzenie wielkiego talentu i dużej klasy artystki. Zauroczyla mnie piosenka “Gdybyśmy byli kloszardami”, te słowa, ta aranżacja…

Gdybyśmy byli kloszardami
w Paryżu mieli własny most
dziurawe buty i łachmany
z kartonowego pudła dom

Wyschniętej bułki po dwa kęsy
taniego wina wspólny łyk
i jeden śpiwór niezbyt miękki
może by chciało nam się żyć…

0729-kasia-sobczyk-2

Kto pisze takie piękne teksty do twoich piosenek ?

– W przypadku CD pt. “Niewidzialne” Krzysztof Nowak z Tarnowa, który tak trafnie opowiada o moich uczuciach jakby mnie znał od lat. A piękna muzyka i aranżacja, to Andrzej Gozdek.

– Proszę przybliżyć naszym młodym czytelnikom swój artystyczny “curriculum vitae”.

Och, znów muszę wspominać… 1963 – laureatka Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie, 1964 – I nagroda na Festiwalu P.P. w Opolu za piosenkę – “O mnie się nie martw”- i dla mnie za interpretację. W tym samym roku M.F w Sopocie i wyróżnienie za “Biedroneczki’, w 1965 roku I nagroda na Festiwalu w Opolu za piosenkę “Nie wiem czy warto”, 1966 r. ślub z Henrykiem Fabianem i pierwsza podróż statkiem “Batory” do USA i tournee po Stanach Zjednoczonych. 1967 – “Mały książę “- piosenka roku w plebiscycie prasowym, a moja skromna osoba czyli Katarzyna Sobczyk – Piosenkarką Roku. W 1968 r.  – “Srebrna Kotwica” na Festiwalu Muzyków i Solistów w Sopocie. 1970 – zespół “Wiatraki” – (Jana Tarnowska, Ryszard Poznakowski, Ryszard Gromek, Henryk Fabian, Bogdan Kondelewicz i Kasia Sobczyk) i nagroda “Synkopy” na Festialu P.P. w Opolu za “Beskidzkie  Świątki”. Następne lata to samodzielne recitale, aż po dzień dzisiejszy.

– Czy życie gwiazdy w “tamtej” Polsce było trudne? Myślę o impresariacie, sukcesach, zarobkach, konkurencji, wzlotach i upadkach.

– W tamtych czasach rolę impresariatu spełnialy “Estrady”, do których przynależeli artyści estradowi. Sukcesy zaś, to indywidualna sprawa każdego z artystów, czy zespołu. Zarobki… bardzo proszę, każdy młody talent otrzymywał 100 złotych od koncertu. A niebawem trzeba się było przygotować do egzaminu weryfikacyjnego przy Ministerstwie Kultury i Sztuki i po zdaniu egzaminu przyznawano grupę “B”, co oznaczało 350 złotych od koncertu. Potem w zależności od zasług i popularności przyznawano komisyjnie kategorię “A” tj. 500 – 700 złotych, a później “S”- 1000 złotych. Ja doszłam dosyć szybko do najwyższej i nie miałam powodu do narzekań. A wzloty i upadki, to fakt znany nie tylko arytystom. To życie.

– Kogo cenisz najbardziej i pamiętasz w sposób szczególnie ciepły z polskich artystów?

– Kalina Jędrusik, Halina Frąckowiak, Rysiu Poznakowski, Zosia Merle. Ale najważniejszą postacią w moim życiu był Henryk Fabian – piosenkarz, mój mąż i ojciec mojego syna – Sergiusza.

– Dziesięć lat temu przybyła do Chicago gwiazda znad Wisły. Tam śpiewałaś tak pięknie słowiańską nutą, tu też próbujesz, lecz w innej nieco tonacji. Trudne jest życie artysty w Wietrznym Mieście. Polonia, choć milionowa, różne ma potrzeby i spojrzenie na sztukę. Niewielu polskim artystom udało się odnieść sukces w Chicago. Kasia Sobczyk widoczna jest na muzycznym firmamencie… koncerty, recitale, płyty. Ale złośliwi mówią, że Kasia to zmarnowany talent, podobnie jak Villas czy Niemen. Gdybyś urodziła się we Francji czy Anglii z pewnością twoja kariera byłaby europejska.

– Wszyscy się martwią, że zmarnowałam swój talent. Ja uważam, że nie. Może mogłabym stać nieco wyżej w rankingu piosenkarek, ale cóż, los chciał inaczej. Ja wierna jestem sobie, mojemu stylowi śpiewania, nie chcę być popularna za wszelką cenę. Nie opłakujcie zatem zmarnowanego talentu Kasi Sobczyk, ja żyję, ja śpiewam i cieszę się każdym dniem. Los dla nas wszystkich bywa rozmaity, a może to przeznaczenie, nie wiem? Ja tylko bardzo żałuję, że w taki nieprzemyślany sposób zareagowałam na wspaniałą propozycję, która miała miejsce na Festiwalu w Sopocie w 1964 roku. Ówczesny dyrektor Olimpii w Paryżu Bruno Cocatrix zaproponował mi roczny pobyt w tejże właśnie słynnej Olimpii, gdzie mój – podobno – wielki talent miał być doskonalony i wykreowany na scenie Olimpii, a później na scenach światowych. No i co ja zrobiłam?… odmówiłam. Dlaczego? Każdy zdziwiony zapyta. Byłam bardzo młoda, zakochana, nie zawsze pewna swego losu w życiu osobistym. Myślałam, że jak wyjadę do Paryża bez mojej miłości (miał na imię Zbyszek), to cały świat się zawali. Poza tym wystraszona dyrekcja ”Estrady Szczecińskiej” zaczęła jęczeć, że im zabraknie najlepszej solistki, a kasa podupadnie, przyjechano nawet do Sopotu i zaczęo mnie straszyć, że pan Cocatrix wywiezie mnie do Paryża i będę mu za to musiała zapłacić swoją “niewinnością”. No i wystraszona Kasia odmówiła zdziwionemu Cocatrix i zaskoczonemu dyrektorowi “Pagartu” W. Jakubowskiemu. Szkoda! Być może Madonna byłaby dzisiaj moją nieco młodszą koleżanką.

A’ propos kultury w Chiacago to sam wiesz, jakie są potrzeby Polonii. Nie wydaje mi się, żeby Polonia miała specjalne wymagania jeśli chodzi o piosenkę. Ważna jest interpretacja i umiejetność bycia na scenie. Ja po prostu nie potrafię się zmienić artystycznie, ten mój styl śpiewania tkwi we mnie. Ja jestem ciągle taka sama jak przed laty, nigdy nie gram roli gwiazdy. Jestem gdzie jestem. Tak chyba niebo zaprogramowało mój los.

– Ja  wiem, że jestem śmieszna
wystarczy spojrzeć jak mieszkam
z menażerią papug i kotów
w otoczeniu dworu i bibelotów
na stole szklana kula
a do tego tarantula
zwisająca nad sufitem
no i macie czarownicę.
Ja wiem, czasu szkoda
codziennie jestem mniej młoda
trochę średniowieczna
dla czarownic pora niebezpieczna.
A mówiąć między nami
zmęczona jestem czarami
proza życia mnie zachwyca
taka ze mnie czarownica…

0729-kasia-sobczyk-3Tak śpiewa Kasia Sobczyk…

– Może trochę w tych słowach prawdy o mnie. Ale przecież każemu z nas wydaje się, że żyje na miarę swych możliwości. Jesteśmy przecież ograniczeni tysiącem zakazów i nakazów. Nie żyjemy jak chcemy, ale jak nam wolno.

– Sukces ma czasem gorzki smak, a życie artystów to włóczęgi trubadurów czy kloszardów. Wystarczy łyk czerwonego wina i kęs suchej bułki. Czy to artystyczna maniera, czy proza życiowa?

– To tylko pewna życiowa prawda.

– Pieniądze nie dają szczęścia, ale pozwalają wygodnie być nieszczęśliwym. Gdyby pojawił się jakiś hojny donator i obdarował szczodrze Kasię, jakie akcje byś przedsięwzięła… czy własne studio nagrań, własny zespół, czy może jeszcze coś innego?

– Zespół już mam, bo mój ukochany synek (Sergiusz 26 lat) jest gitarzystą i tworzy wraz z innymi muzykami świetną grupę muzyczną. Studio nagrań na pewno i znaczną część na opuszczone dzieci i zwierzęta, które też czekają na “kawałek” serca.

– Przesądy, magia, chiromancja, tarot, czy też rozum i zdrowy rozsądek?

– Rozum, rozsądek, czasami tylko chwila zapomnienia. Bo przecież trzeba żyć kolorowo.

– Jakie serce, jaką duszę ma Katarzyna Sobczyk?

– Moje serce czułe na ludzkie nieszczęścia. Serce mam gorące, tętniące, czasem zbolale. Dusza moja sentymentalna wciąż walczy z moim ego.

– Wśród artystów trudno chyba o przyjaźnie. Czy masz przyjaciół, czy ufasz ludziom? Mnie się wydaje jakbyś miała zranione serce. A może odnałazłabyś się lepiej 100 lat temu niż w teraźniejszej wirtualnej rzeczywistości.

– Przyjaciół mam i ufam ludziom. Natomiast nie akcptuję ludzi, którzy chcą mnie uszczęśliwić wbrew mojej woli. Ludziom trzeba dać wolność w decydowaniu o sobie. Bardzo lubię obecny czas, bardzo mi odpowiada, choć często wracam myślami do kochanych lat 60.

0729-kasia-s-4

– Czy sławna piosenkarka wierzy w Boga, czym jest dla ciebie religia?

– Tak, wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego. Religia jest dla mnie wielkim wsparciem, nadzieją i wiarą w sprawiedliwość. W tym miejscu chciałabym podziękować ks. Stefanowi Filipowiczowi za wspaniałe rozmowy i wsparcie duchowe, które mi pomaga w tej polonijnej rzeczywistości. Polecam ksiażkę księdza “ Z amerykańskiej perspektywy”.

– Co znaczy szczęście?

– Cieszyć się życiem, być dobrym dla innych, żyć w zgodzie z samym sobą.

– Największa wada i zaleta?

– Spóźnialstwo i naiwność. Jestem bardzo szczera i życzliwa. Nie jestem wścibska, nie zazdroszczę ludziom niczego, nie indaguję, nie prześwietlam ich rentgenem.

– Co cenisz u człowieka najbardziej?

– Lojalność.

– Jak patrzy na mężczyzn ta, która jest obiektem pożądania płci brzydkiej?

– Ostrożnie.

– Najprzystojniejszy mężczyzna?

– Na pewno wiele wybrałoby Marlona Brando. Mnie zainteresowałby jakiś lojalny brzydal.

–  Największy artysta wszechczasów?

– Lenardo da Vinci.

– Najlepsza śpiewaczka?

– Maria Callas.

– Najciekawszy film?

– Och, jest ich tak dużo, jestem niepoprawną romantyczką… może “Przeminęło z wiatrem”.

– Największe zauroczenie życiem?

– Bo ja wiem, lubię codzienność, szum wiatru, szelest ciszy, gwiazdy na niebie. Cieszę się każdą chwilą, staram się dostrzec wszystkie barwy i cienie. Wiem, że jestem cząstką wszechświata, maleńką, ledwo widzialną istotą, ale jestem, żyję, trwam. I to wszystko mnie cieszy.

0729-kasia-sobczyk-ostatnie

– Jakich perfum używa śpiewający słowik?

– Ktoś kiedyś powiedział, że dobrze pachnie, kto nie pachnie. Ale kobieta – to przecież pachnący kwiat, winna zawsze kokietować.” Diament ” – Liz Taylor to moje ulubione perfumy.

– Czy śpiew pozwala ci łatwiej znosić egzystencjalne rozterki?

– A tylko i wyłącznie dzięki temu żyję. Gdy śpiewam stresy jakimi mnie życie obdarza nie mają takich wielkich oczu.

tańczę gdy idę
tańczę gdy jem
gdy czytam coś
a nawet gdy śpię
we mnie jest śpiewanie
kapela i taniec
kto powiedział że
wszystko stracone ?

– Czy sztuka jest uniwersalną formą wyrażania uczuć ludzkich, językiem zrozumiałym dla wszystkich?

– Bez wątpienia tak, działa na nas tak selektywnie i mobilizująco.

– Opera, operteka, musical, koncert fortepianowy, kino… a może jeszcze coś innego lubi K.S.?

– Kameralne miejsce wieczorową porą i ciekawe rozmowy z ludźmi, którzy mają odwagę spędzić choć część życia niczym kloszardzi.

– Każdy kolekcjonuje wspomnienia, czasem jakieś precjoza, Kasia też?

– Kolekcjonerem nie jestem, ale pielęgnuję najlepsze wspomnienia mojego życia i przechowuję je w moim skarbcu – sercu.

– Jakie wydarzenie artystyczne ostatnich lat szczególnie zapamiętałaś?

– Och, tyle recitali, spektakli, teatrów, koncertów mam poza sobą. Każde wydarzenie artystyczne zostawia jakiś ślad w mej wrażliwej duszy. Pamiętam szczególnie spotkanie – w którejś księgarni – z ks. profesorem Malińskim, to wspaniały człowiek, poeta.

– Czy kodeks obyczajowy i moralny, zakłamanie i dulszczyzna przeszkadzają czasem żyć wyemancypowanej artystce?

– Aboslutnie nie. Ponieważ to jest obok mnie. Staram się żyć zgodnie z religią i obyczajowością.

– Co należy zmienić w życiu codziennym, by żywot nasz był radośniejszy?

– Więcej humoru, przyjaźni i miłości. Tylko o tym mówimy, a praktyka zupełnie inna.

– 100 lat temu człowiek z kłopotami podążał do księdza, 30 lat temu do psychoanalityka, dzisiaj idzie do wróżki. A gdzie pójdzie za 50 lat?

– Poleci na inną planetę i to mu pomoże odszukać miejsce na ziemi – jak mój “Mały książę”, albo tam spędzi Sylwestra.

– W Chicago tyle imprez artystycznych, tyle muzeów, tu ciągle coś się dzieje, czy nadążasz, by te ciekawsze propozycje zobaczyć?

– W Chicago istotnie mnogość imprez artystycznych, mnóstwo wspaniałych koncertów z wielkimi muzykami i piosenkarzami, aktorami, mam w tym wieczne zaległości. Postaram się nie przegapić wystawy Van Gogha i Goguina w Art Institute, bo czynna tylko do 11. stycznia. Z naszych artystów bardzo cenię tworczość rzeźbiarza Jerzego Kenara, a w szczególności cykl impresji na temat Johna Lennona.

– O czym marzy Kasia Sobczyk?

– O szczęśliwym powrocie do kraju, do mojego syna Sergiusza, do mojej rodziny.

– Największym sentymentem darzę?

– Poza niektórymi ludźmi… jesienne, deszczowe dni.

– Jak chciałabyś być zapamiętana?

– Na to pytanie najlepiej odpowie piosenka “Ogrzej mi serce”, łączy się ona z klimatem “Studia West” Jacka Kafla, z którym to podczas nagrywania tejże płyty uczestniczył perkusista Jarek Łukomski. Spędziłam z nimi urocze “dni i noce”. Jacka solo gitarowe ogrzewa serce.

– Dziękuję bardzo Kasiu, samych sukcesów życzę i dużo nowych nagrań.

Rozmawiał: Janusz Kopeć

Chicago, w grudniu 2001 r.

0729-kasia-sobczyk-cc

3 thoughts on “Gdybyśmy byli kloszardami – rozmowa z Kasią Sobczyk sprzed dziewięciu lat

  1. Ryszard Ulicki says:

    Z Ryszardem Poznakowskim napisałem Jej pierwsze piosenki. Razem zaczynali oboje muzykować w założonym przeze mnie zespole RAJPERS, który został przytulony przez zakładowy dom kultury koszalińskiej roszarni przy ulicy Morskiej. Potem – b. krótko, był w Jej życiu zespół Biało – Zieloni Przy WDK w Koszalinie. Później zająłem sie czyś innym, ale stale przyjaźniłem sie z Nią i Fabianem. Do branży wróciłem tekstem Kolorowych Jarmarków i już zostałem robiąc w miedzyczasie rózne dziwne rzeczy. Kasia wiele razy dzwoniła do mnie z Ameryki, w której chyba jednak nie była zbyt szczęśliwa. W Polsce byłamy Kimś Czyli sobą. Kiedy pomagałem Jej urządzić się w Koszalinie tę gorzka prawdę o swoim amerykańskim śnie powierzyła mi. Wczoraj od jej zamieszkałej w Holandii przyjaciółki Alicji Krzewskiej, z którą w latach szkolnych tworzyła przepiękny duet (obie grały siedmiostrunowych gitarach) dostałem płytę z Jej nie znanymi mi piosenkami. Niektóre ( wszystkie z tekstami Krzysztofa Nowaka z tarnowa i muzyką Andrzeja Gozdka) były prorocze. Popłakałem sobie. Ponieważ Kasia z jakichś zupełnie nie zrozumiałych dla mnie powodów została pochowana w Warszawie, postanowiłem rozpętać kampanię na rzecz postawienia Jej “ławeczki” w koszalińskim “Parku Różąnym”, koło byłego WDK gdzie czasem przesiadywaliśmy przed próbami. Kasiu! Miłość nie umiera. Nie umierają piosenki!

  2. Ryszard Ulicki says:

    WERSJA PO KOREKCIE LITERÓWEK SORRY!Z Ryszardem Poznakowskim napisałem Jej pierwsze piosenki. Razem zaczynali oboje muzykować w założonym przeze mnie zespole RAJPERS, który został przytulony przez zakładowy dom kultury koszalińskiej roszarni przy ulicy Morskiej. Potem – b. krótko, był w Jej życiu zespół Biało – Zieloni Przy WDK w Koszalinie. Później zająłem sie czyś innym, ale stale przyjaźniłem sie z Nią i Fabianem. Do branży wróciłem tekstem Kolorowych Jarmarków i już zostałem robiąc w miedzyczasie rózne dziwne rzeczy. Kasia wiele razy dzwoniła do mnie z Ameryki, w której chyba jednak nie była zbyt szczęśliwa. W Polsce byłamy Kimś Czyli sobą. Kiedy pomagałem Jej urządzić się w Koszalinie tę gorzka prawdę o swoim amerykańskim śnie powierzyła mi. Wczoraj od jej zamieszkałej w Holandii przyjaciółki Alicji Krzewskiej, z którą w latach szkolnych tworzyła przepiękny duet (obie grały siedmiostrunowych gitarach) dostałem płytę z Jej nie znanymi mi piosenkami. Niektóre ( wszystkie z tekstami Krzysztofa Nowaka z tarnowa i muzyką Andrzeja Gozdka) były prorocze. Popłakałem sobie. Ponieważ Kasia z jakichś zupełnie nie zrozumiałych dla mnie powodów została pochowana w Warszawie, postanowiłem rozpętać kampanię na rzecz postawienia Jej “ławeczki” w koszalińskim “Parku Różąnym”, koło byłego WDK gdzie czasem przesiadywaliśmy przed próbami. Kasiu! Miłość nie umiera. Nie umierają piosenki!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *